...żeby nie było, że co się ze mną dzieje, bo nie piszę ;-)
Weekend zwariowany jeszcze bardziej niż wszystkie poprzednie, bo po pierwsze jestem chora, a po drugie zaczęła się z końcu budować stajenka (szumne słowo budować, dopiero stopy betonowe pod konstrukcję wylane ;-) Jeden punkt wypadł centralnie w bramce, którą konie schodzą z padoku i Fisiek oczywiście wlazł w beton kopytem, mimo, że zasłoniłam go płytą OSB. Przesunął płytę idąc (Ooo, a co to?) i wdepnął... Ten dureń nie może, jak Siwe, ominąć podejrzanego - wyglądającego inaczej niż dotychczas - miejsca, tylko musi w nie wdepnąć! A jakby tam pułapka była?? Zero instynktu samozachowawczego ;-)
Hucek nadal mieszka przed stajnią, bez problemu się przystosował i wcale się nie pcha do swojego eks-boksu... Nie wiem jak Zbyn, ale ja hucka biorę wieczorem na kantarek i schodzimy z łąki na sznurku, a nowy Niko, wali za nami luzem. Wali czyli snuje się stępem. Za piewszym razem chciał nas wyprzedzić, ale zawirowałam końcem linki a hucek posłał mu brzydką minę i kolejnego dnia Niko szedł już grzecznie za ogonem :-) Przed stajnią stajemy (hucek już sam zatrzymuje się pod okienkiem Szamana) a Niko grzecznie wchodzi do boksu, nie bacząc na szczurzące się Siwe.
Siwe jest dla nowego niemiłe, zwłaszcza gdy widzi, że kręcę się przy sianie, czy nie daj boże przy beczkach z paszą... Atakuje wtedy deski na całego, wspina się i szczerzy żółte zębiska. Na moje EJ! uspokaja się, ale tylko wtedy, gdy na mnie patrzy. Gdy jej wzrok z powrotem pada na nowego, szał powraca. Taka małpa ;-)
Zabaw końskich znów nie było, choć lokalne chłopaki napraszały się, żeby pokazać, jak Szaman aportuje wiaderko... Czyli pretekst był... Niestety, brak czasu :-(( Konie wyglądały na zawiedzione, podłaziły pod bramkę, zaglądały mi do stodoły... (znowu porządki z sianem, pękła belka nośna i dach stodoły lekko siadł z jednej strony; musiałam z tego miejsca siano wytransportować nie bacząc, iż budowla grozi zawaleniem...)
A teraz wzruszające przeżycie estetyczne: w ganku mamy już płytki ceramiczne na podłodze i pomalowane ściany (na biało)!! Za malowanie Zbyn mnie lekko sztorcnął (przecież te ściany niegotowe!), ale się odszczekałam. Ta niegotowość trwa już prawie rok... Wsiowa chałupa, to i ściany mogą być nierówne, a co! Jak się uprze, to niech sobie je gładzi (byle nie karton-gips, fuj!). Póki co jest piknie :-)
...ale wody jak nie mieliśmy w chałupie, tak nie mamy... Nawet już mi się nie chce dociekać, czemu zawdzięczamy kolejny przestój... W sumie do targania wiaderek z wodą zdążyłam już przywyknąć ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz