Wczoraj wieczorem króciutki nalot na Gawłowo... Godzinka z końmi w stajni, po nocy, ale i tak zdążyło się wydarzyć...
Fisiek notorycznie wyłaził z boksu na wąski stajenny korytarzyk (tylko hucułek jest w stanie się obrócić, ewentualnie Siwka, gdy mocno się skuli) i wędrował prawie pod szafę z końskimi klamotami, pokonując po drodze ciasny skręt (L-shape). Potem, dureń, musiał wracać tyłem. A wcale się nie kwapił do powrotu, bo w korytarzyku sterta siana... Świetna okazja do popracowania nad subordynacją oraz cofaniem... Cofanie było w wersjach rozmaitych:
- wersja za ogon (ze strefy 5)
- wersja werbalna, z synchronizacją tempa do wypowiadanej komendy (BACK-BACK-BACK...) (ze strefy 5)
- wersja przywołujące kiwanie dłonią (ze strefy 5)
- wersja boczna (z boksu Siwki, z Fiśkowej strefy 4-3-2)
Potem było też jojo paluszkiem na odległość zatrzymujące kolegę w boksie, gdy szykowałam mu porcyjkę paszy z BIOGENEM (biegunka w lekkim odwrocie). Fisiu otwierał głową drzwi zamaszyście i wysuwał subtelnie z boksu jedno kopytko, sprawdzając, czy zauważę... Gupi, takiej wielkiej giry nie zauważyć...?
Bardzo Wesoły Figlarny Koń :-) Chociaż ostatnio wyjątkowo zdyscyplinowany... Chyba powinniśmy wrócić do spraw siodlanych...
Siwka natomiast, zaprezentowała znienacka swoją poranną sztuczkę, czyli ukłon :-) Po czyszczeniu kopyt pogłaskałam ją po nodze a ona wysunęła ją daleko do przodu, dostawiła do niej drugą i zeszła przodem do parteru :-) A łasiła się, a główkę wyginała, miziała mnie po głowie i ramieniu...
Zdaje się, że moje konie domagają się uwagi. Czas porzucić nową fascynację (hucułki) i wrócić na stare śmieci ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz