Nadspodziewanie wczoraj napatoczył mi się urlop... I oczywiście hajda na wieś, we wtorek po pracy. Atmosfera ekscytacji z powodu spodziewanej wizyty hucułków trwa, prace budowlane w toku (nowy boks), oczywiście planowanie, jak tu towarzystwo bezboleśnie zakwaterować, bo jak znam Szamana, bez demonstracji siły się nie obejdzie (Fisiek paraduje wtedy taki nadęty, z dumnie uniesioną głową i grymaśnie zmarszczonym pyszczydłem)... Ale jak się kolesie spodobają, to dopiero będzie szał zabawowy!
Siwa też nie-święta ;-) lubi przywalić z kwikiem ze zadu obcemu... Bywało w pensjonacie, oj bywało...
Mam nadzieję, że nowi (dwaj pół-bracia, 11-letnie wałaszki) są bezkonfliktowi. Na początek pójdą na oddzielne padoki...
...i byłam świadkiem rozstania z naszą małą sunią... przyjechała po nią rodzina ze Śląska...
Czyli zostało 5 szczeniaków... A Fućka-Matka nawet nie zauważyła, że ubyło jej gąb do wykarmienia... może nawet odetchnęła z ulgą...? Za to Oblubieniec się przejął rozstaniem...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz