Nadspodziewanie wczoraj napatoczył mi się urlop... I oczywiście hajda na wieś, we wtorek po pracy. Atmosfera ekscytacji z powodu spodziewanej wizyty hucułków trwa, prace budowlane w toku (nowy boks), oczywiście planowanie, jak tu towarzystwo bezboleśnie zakwaterować, bo jak znam Szamana, bez demonstracji siły się nie obejdzie (Fisiek paraduje wtedy taki nadęty, z dumnie uniesioną głową i grymaśnie zmarszczonym pyszczydłem)... Ale jak się kolesie spodobają, to dopiero będzie szał zabawowy!
Siwa też nie-święta ;-) lubi przywalić z kwikiem ze zadu obcemu... Bywało w pensjonacie, oj bywało...
Mam nadzieję, że nowi (dwaj pół-bracia, 11-letnie wałaszki) są bezkonfliktowi. Na początek pójdą na oddzielne padoki...
...i byłam świadkiem rozstania z naszą małą sunią... przyjechała po nią rodzina ze Śląska...
Czyli zostało 5 szczeniaków... A Fućka-Matka nawet nie zauważyła, że ubyło jej gąb do wykarmienia... może nawet odetchnęła z ulgą...? Za to Oblubieniec się przejął rozstaniem...
"Pracuj nad sobą a z koniem się baw" Pat Parelli
czwartek, 28 maja 2009
poniedziałek, 25 maja 2009
"Kamerowanie"
W weekend pojechało ze mną na wieś Dziecię Gośka W. Plany były... e, nie powiem, jeździeckie. Tym razem na przeszkodzie stanęła pogoda. W sobotę wiało i lało, konie na przemian a to za energiczne, a to za mokre, więc pretekst świetny, żeby jednak się nie siodłać i nie wsiadać (ja chyba nigdy nie zacznę jeździć na tych swoich koniach... ;-)
Dodatkowo weekend zdominowany przez psie zajęcia, czyli karmienie szczeniaków papką 5 razy dziennie (kaszki + przecierki + maślaneczki + mięska + rosołki), uciszanie piłujących się z byle powodu mordek (jeść!!! bawić się!!! nudzi nam się!!! gdzie Matka??? Tatuś, czym się bawisz, pokaż!!! etc.) Dłuższa ciszy nastała, gdy puściłam konie na podwórko (strzyżenie trawy): psiule wpatrywały się w Szamana jak urzeczone, wodziły za nim wzrokiem z niekłamanym podziwem siedząc w rządku w swoim kojcu. Siwe na nich szczególnego wrażenia nie robiło :-)
Jedno, co mi się w ten weekend wybitnie udało, to zadziwić me Dziecię magiczną sesją z Siwką... Dziecię patrzyło, patrzyło i pytało a to ona tak sama, czy to jej mówisz, co ma robić...? znaczy jest magicznie, postronni nie widzą ;-) a przecież Dziecię widzieć powinno: z PNH obeznane, samo przecież robiło sobie z nudów w pensjonacie ogierka wyścigowego z efektami bardzo pozytywnymi (Dziecię ma naturalne wrodzone savvy; gdyby tak jeszcze zechciało uczyć się z oryginalnych materiałów a nie tylko podpatrywać okazjonalnie mamusię...)...
Potem poprosiłam o filmowanie i oto mam: godzinne nagranie z zabaw z Siwką a potem z Szamanem :-) Oczywiście przed kamerą nie wszystko szło idealnie, ale i tak Siwe magiczne, a i Szaman też niezły Koleś w te klocki... Po fascynacji chodami bocznymi (co i raz proponował a może boczkiem...?) teraz dla odmiany upodobał sobie circling game tyłem... Zachodzę w głowę, czego on taki fascynat nowości? Co się czegoś nowego nauczymy, ten z upodobaniem serwuje co i raz dany manewr z własnej inicjatywy... Czyżbym przesadzała z pozytywnymi wzmocnieniami w fazie uczenia się ;-) ? Jego wyczyny sięgają zenitu: jakiś czas temu z rana wlazł sam z siebie na okrągły wybieg, podszedł do pierwszego markera (często bawimy się ze znacznikami), spojrzał na mnie, postępował do drugiego markera, znowu spojrzał, po czym wycofał do tego pierwszego. Spojrzał. Mina triumfująca. No i jak tu nie dać ciasteczka Takiemu?
Siwe też nie gorsze: po wczorajszej sesji poza okrąglakiem wracałam po końskie klamoty i chciałam, żeby Siwe ze mną poszło. A Siwe chyc samo na podest, stoi i patrzy na mnie z góry nie mogę iść... nie widzisz, że targetuję?? i sterczała tak, dopóki nie wróciłam i nie wy-jojo-wałam ją z powrotem na ziemię :-) Inna siwa inicjatywa-ciekawostka: położę nos na obiekcie, niuchnę-liznę-skubnę, może da postać spokojnie...? I zerk na mnie, czy podziwiam inwencję :-)
Dodatkowo weekend zdominowany przez psie zajęcia, czyli karmienie szczeniaków papką 5 razy dziennie (kaszki + przecierki + maślaneczki + mięska + rosołki), uciszanie piłujących się z byle powodu mordek (jeść!!! bawić się!!! nudzi nam się!!! gdzie Matka??? Tatuś, czym się bawisz, pokaż!!! etc.) Dłuższa ciszy nastała, gdy puściłam konie na podwórko (strzyżenie trawy): psiule wpatrywały się w Szamana jak urzeczone, wodziły za nim wzrokiem z niekłamanym podziwem siedząc w rządku w swoim kojcu. Siwe na nich szczególnego wrażenia nie robiło :-)
Jedno, co mi się w ten weekend wybitnie udało, to zadziwić me Dziecię magiczną sesją z Siwką... Dziecię patrzyło, patrzyło i pytało a to ona tak sama, czy to jej mówisz, co ma robić...? znaczy jest magicznie, postronni nie widzą ;-) a przecież Dziecię widzieć powinno: z PNH obeznane, samo przecież robiło sobie z nudów w pensjonacie ogierka wyścigowego z efektami bardzo pozytywnymi (Dziecię ma naturalne wrodzone savvy; gdyby tak jeszcze zechciało uczyć się z oryginalnych materiałów a nie tylko podpatrywać okazjonalnie mamusię...)...
Potem poprosiłam o filmowanie i oto mam: godzinne nagranie z zabaw z Siwką a potem z Szamanem :-) Oczywiście przed kamerą nie wszystko szło idealnie, ale i tak Siwe magiczne, a i Szaman też niezły Koleś w te klocki... Po fascynacji chodami bocznymi (co i raz proponował a może boczkiem...?) teraz dla odmiany upodobał sobie circling game tyłem... Zachodzę w głowę, czego on taki fascynat nowości? Co się czegoś nowego nauczymy, ten z upodobaniem serwuje co i raz dany manewr z własnej inicjatywy... Czyżbym przesadzała z pozytywnymi wzmocnieniami w fazie uczenia się ;-) ? Jego wyczyny sięgają zenitu: jakiś czas temu z rana wlazł sam z siebie na okrągły wybieg, podszedł do pierwszego markera (często bawimy się ze znacznikami), spojrzał na mnie, postępował do drugiego markera, znowu spojrzał, po czym wycofał do tego pierwszego. Spojrzał. Mina triumfująca. No i jak tu nie dać ciasteczka Takiemu?
Siwe też nie gorsze: po wczorajszej sesji poza okrąglakiem wracałam po końskie klamoty i chciałam, żeby Siwe ze mną poszło. A Siwe chyc samo na podest, stoi i patrzy na mnie z góry nie mogę iść... nie widzisz, że targetuję?? i sterczała tak, dopóki nie wróciłam i nie wy-jojo-wałam ją z powrotem na ziemię :-) Inna siwa inicjatywa-ciekawostka: położę nos na obiekcie, niuchnę-liznę-skubnę, może da postać spokojnie...? I zerk na mnie, czy podziwiam inwencję :-)
A Fisiek w czasie filmowania mych wyczynów z Siwką podszedł sobie grzecznie do Dziecięcia siedzącego na stercie opon, postał obok, poprzyglądał się, zaklasyfikował Dziecię do gromady zdecydowanie-nie-lider i dziabnął w kolano. Ot, tak. Trafił się frajer, to se go ugryzłem...
A teraz news dnia: prawdopodobnie będziemy mieć w Gawłowie lada-moment 2 hucułki! zajeżdżone, hipo-terapeutyczne... Aaaa, konie do jazdy! Tylko gdzie ja je upchnę...? Chyba rozpocznę przygodę pt. "chów bezstajenny"...
poniedziałek, 18 maja 2009
Reaktywacja prac polowych
Ostatnio straciłam motywację do pisania. Nie żeby się nic nie działo, coś tam z końmi rzeźbimy okazjonalnie, ale i tu bez szczególnego entuzjazmu... Spadek motywacji i uwiąd twórczy :-(
Szczeniaki rosną, drą gęby, karmienie 4-5 razy dziennie, sprzątanie a pozostałe czynności w gospodarstwie, jak to słusznie określił Oblubieniec Zbyn, w tak zwanym międzyczasie...
W sobotę kolejna wizyta Koleżanki Aśki od Morsa, plan ambitny robienie ogrodzenia dzierżawionego padoku spełzł na niczym, bo po południu zaczęło lać i lało do nocy... A w niedzielę szło nam niemrawo i summa summarum skończyło sie na wkopaniu 6 słupków. Dobre i to. Zbyn dobije tylko drągi i miejsce sławnego wyskoku Siwki na zewnątrz zostanie dodatkowo zabezpieczone...
...od Pana Sąsiada dostałam potężne opony traktorowe i całą stertę pomniejszych - była afera i ożywienie wśród koni pt. jak tu wejść na padok niepostrzeżenie, żeby toto nie zauważyło... a najlepiej byłoby w ogóle TAM nie wchodzić... Nie-wejść się nie dało, bo przejście na łąkę zamknięte, podwórko zamknięte... Jedyna droga - za stodołę... Konie stosowały modelową procedurę approach & retreat, jeden drugiego próbował wysyłać przodem, były wierzgi i stawanie dęba, w końcu Szaman odważył się i chyłkiem wpełzł na padok, po czym dał wściekłą dzidę galopem wzdłuż stodoły byle dalej od TEGO... Siwe nie miało wyboru, poleciało szaleńczo za nim, starając sie nie patrzeć w kierunku POTWORA...
Opony oczywiście zostały szybko oswojene, zwieńczone zabawą touch it (Siwka) - touch down (Szaman), choć początkowo konie zwiały w przeciwległy róg padoku, na wszelki wypadek za okrągły wybieg, i obserwowały podejrzliwie wielki czarny dziwaczny obiekt...
Wkrótce z opon powstaną konkretne zabawki (podwyższenia do wchodzenia, przejście do sqeezowania i coś jeszcze, jak wymyślę, co, bo opon ma być w sumie 6, tych wielgachnych :-)
Materiał na trzeci boks już przygotowany, muszę tylko dokupić zawiasy i skoble do drzwi i za chwilę mamy gotowy pokój dla trzeciego konia. A niebawem sianokosy, czyli trzeba przygotować stodołę, zeszłoroczne siano przemieścić w inne miejsce, najlepiej do stajni, ale chyba się nie zmieści, bo jeszcze go sporo zostało... Roboty huk, a ja tu w biurze czas tracę...
W tym tygodniu umówiona jestem wstępnie na odwiedziny u Koleżanki Aśki w stajni. Zobaczyć w końcu (i pofilmować) jej wyczyny jeździeckie na Morsie, bądź co bądź Kolega Mors przeszedł gruntowny trening westernowy w Renomowanej Stajni Sportowej, u Renomowanej Pani Trenerki i nawet wystartował w ZAWODACH i zajął nie-ostatnie miejsce rywalizując z innymi zaawansowanymi zawodnikami, o! A potem puszczę nagrania Szamanowi: niech widzi, jak daleko zaszedł jego kumpel z dzieciństwa :-)
Szczeniaki rosną, drą gęby, karmienie 4-5 razy dziennie, sprzątanie a pozostałe czynności w gospodarstwie, jak to słusznie określił Oblubieniec Zbyn, w tak zwanym międzyczasie...
W sobotę kolejna wizyta Koleżanki Aśki od Morsa, plan ambitny robienie ogrodzenia dzierżawionego padoku spełzł na niczym, bo po południu zaczęło lać i lało do nocy... A w niedzielę szło nam niemrawo i summa summarum skończyło sie na wkopaniu 6 słupków. Dobre i to. Zbyn dobije tylko drągi i miejsce sławnego wyskoku Siwki na zewnątrz zostanie dodatkowo zabezpieczone...
...od Pana Sąsiada dostałam potężne opony traktorowe i całą stertę pomniejszych - była afera i ożywienie wśród koni pt. jak tu wejść na padok niepostrzeżenie, żeby toto nie zauważyło... a najlepiej byłoby w ogóle TAM nie wchodzić... Nie-wejść się nie dało, bo przejście na łąkę zamknięte, podwórko zamknięte... Jedyna droga - za stodołę... Konie stosowały modelową procedurę approach & retreat, jeden drugiego próbował wysyłać przodem, były wierzgi i stawanie dęba, w końcu Szaman odważył się i chyłkiem wpełzł na padok, po czym dał wściekłą dzidę galopem wzdłuż stodoły byle dalej od TEGO... Siwe nie miało wyboru, poleciało szaleńczo za nim, starając sie nie patrzeć w kierunku POTWORA...
Opony oczywiście zostały szybko oswojene, zwieńczone zabawą touch it (Siwka) - touch down (Szaman), choć początkowo konie zwiały w przeciwległy róg padoku, na wszelki wypadek za okrągły wybieg, i obserwowały podejrzliwie wielki czarny dziwaczny obiekt...
Wkrótce z opon powstaną konkretne zabawki (podwyższenia do wchodzenia, przejście do sqeezowania i coś jeszcze, jak wymyślę, co, bo opon ma być w sumie 6, tych wielgachnych :-)
Materiał na trzeci boks już przygotowany, muszę tylko dokupić zawiasy i skoble do drzwi i za chwilę mamy gotowy pokój dla trzeciego konia. A niebawem sianokosy, czyli trzeba przygotować stodołę, zeszłoroczne siano przemieścić w inne miejsce, najlepiej do stajni, ale chyba się nie zmieści, bo jeszcze go sporo zostało... Roboty huk, a ja tu w biurze czas tracę...
W tym tygodniu umówiona jestem wstępnie na odwiedziny u Koleżanki Aśki w stajni. Zobaczyć w końcu (i pofilmować) jej wyczyny jeździeckie na Morsie, bądź co bądź Kolega Mors przeszedł gruntowny trening westernowy w Renomowanej Stajni Sportowej, u Renomowanej Pani Trenerki i nawet wystartował w ZAWODACH i zajął nie-ostatnie miejsce rywalizując z innymi zaawansowanymi zawodnikami, o! A potem puszczę nagrania Szamanowi: niech widzi, jak daleko zaszedł jego kumpel z dzieciństwa :-)
wtorek, 5 maja 2009
Majówka
...moja trwała 5 dni. Plany końskie, owszem, były ambitne... Wyszło trochę, jak zwykle...
Newsem majówki był 3-dniowy wyjazd Oblubieńca Zbyna na kurs PNH do Celbanta. Pojechał uzbrojony w kamerę, sfilmował, co tam było trzeba wraz ze swoimi dyskusjami podczas kręcenia (żeby była jasność: kręcenia = filmowania) z okolicznymi słuchaczami ;-)
Po powrocie odgrażał się, że teraz to on będzie koniom serwował 10 zabaw (niech no ja tylko wyjadę...), po czym poszedł do Szamana (ciekawe, czemu nie do Dzikiej Siwki...?), wychylił się w kierunku jego zadu, machnął ręką i zadowolony patrzył, jak Grubek się odangażowuje: proszę, jak umiem... Taaak, a ciekawe, kto się z Fiśkiem od 4 lat użera... ;-)
W czwartek - oswajanie nowych nauszników (anty-meszki): z Siwką ze 30 minut, doszłyśmy do intensywnego, szybkiego masowania całego ciała, głowy i uszu, ale nie do zakładania. Szaman zerknął... e, nie wygłupiaj się z tymi podchodami, zakładaj! nawet głowę opuścił, taki miły...
Wieczorem w stajni przymiarka padu Western Theraflex (TM) Self-Inflating Pad (w końcu zatargałam go na wieś! ze 2 lata leżał w domu...) na Szamana. Elegancko pasuje :-) Tak się rozochociłam, że wlazłam po ściance boksu na Szamański grzbiet. Posiedziałam sobie w westówce boczkiem, po damsku, Fisiek zerknął na mnie przez ramię i drzemał dalej :-)
W piątek (1 maja) konie pół dnia spędziły na łące (w dwóch turach); przylatywały biegiem zza stodoły, gdy tylko pojawiałam się na horyzoncie brzęcząc kantarkami, same wkładały w nie nosy, nawet Szaman, co u niego jest szczytem współpracy (oczywiście cel jego działań kooperacyjnych jest oczywisty: perspektywa konsumpcji trawy),
--> nie licząc tego, że raz otworzył padok (wysunął drąg), żeby było szybciej :-)
Po południu - zabawy. Po raz kolejny postanowiłam skupić się na Szamanie, jako bardziej rokującym jeździecko (gdyby tylko nie ten jego wzrost... ;-) Pad Theraflex, kulbaka, wędzidło pod kantarkiem i do boju...
1) touch it-touch down (on line) - u Szamana nie występuje sekwencja nose-neck-maybe the feet..., ale od razu absolutly feet! Dotykanie nosem go nie interesuje, chyba, że przytargam na podok coś wyjątkowo strasznego, a i wtedy raczej straszną rzecz okrąży, przypatrzy się chwilę, podejdzie, po czym walnie kopytem... Zresztą dla niego rzeczy nie są straszne... Straszna jest raczej wyobraźnia, co tam Panie w krzakach nad rzeką siedzi... ?
Fisiek podchodził do wskazywanych przeze mnie obiektów i stawiał na nich nożysko: na swojej piłce (jolly ball), na oponie, na leżącej beczce, na dużej sflaczałej piłce z decathlonu (która robiła się wtedy jeszcze bardziej sflaczała), próbował nawet postawić nogę na beczce stojącej (!) przy okazji której to operacji o mało nie dostałam kopa w nos, tak wysoko zadzierał nogę ;-)
Gdy prosiłam o dotknięcie czegoć, co było wysoko (np. powiewającej tasiemki na ogrodzeniu), Fisiek się złościł: no co Ty?? za wysoko, nie dam rady! i grzebał z irytacji nogą w piasku...
2) chody boczne nad beczką (on line)- gdy tylko załapał (czyli po jednym powtórzeniu ;-) że za przejście bokiem nad beczką dają ciasteczko, błyskawicznie bez zachęty przewędrował nad beczką w drugą stronę. Jego inwencja jest powalająca :-)
3) wariacje na temat okrążania (on line, potem liberty) - przejścia w dół/zatrzymania na obwodzie koła (sygnał carrot stickiem + dodatkowo komenda WHOA), circling tyłem (sygnał carrot stickiem + dodatkowo komenda BACK), ruszanie (po bożemu + dodatkowo komenda NAPRZÓD) - Fisiek łapie słówka błyskawicznie i dobrze, bo pod siodłem będzie jak znalazł :-)
Potem zadzwonił telefon (Oblubieniec z kursu), więc przestałam interesować się Szamanem...
Sz.:
- ...początkowo stał przy mnie grzecznie i czekał na dalsze instrukcje...
- ...stał, ale zaczął się wyraźnie nudzić, łapać gapy po okolicy, zerkać na Siwe za drągami...
- ...odszedł kilka metrów, stanął, popatrzył, czy zauważyłam i co zrobię...
- ...zaczął skubać wyimaginowane roślinki na okrąglaku...
- ...położył się (!!!) mając na sobie cały osprzęt - leżał chwilę na boku, machnęłam carrotem, podniósł się leniwie (na szczęście się nie przeturlał, bo wtedy podejrzewam byłoby po siodle...)
-...postał chwilę...
- ...nagle zerwał się z kwikiem i wierzgiem do galopu i przeleciał wściekle metr ode mnie rzucając mi po drodze wyzywający zerk!
O, taki jest... Czujnym trzeba być cały czas, bo chwila nieuwagi i zaraz zaczynają się końskie figle :-)
Aczkolwiek zabawy z nim są bardzo emocjonujące, bo negocjuje, proponuje, wydziwia, robi zmyłki... nie to, co posłuszne Siwe (nuda ;-) Widać, że Sz. lubi zabawy, gna do mnie na gwizd z ostatniego padoku wściekłym galopem, wyglądającym jak paniczna ucieczka czy poniesienie... Ale wystarczy, że podniosę do góry ręce i powiem WHOA, zatrzymuje się z pełnego galopu metr ode mnie :-)
Wieczorkiem sesja na 2 konie. Siwka szalała w galopie (biegiem, biegiem), ledwo ją było w tumanie kurzu widać a Sz. za nią, owszem, też galopkiem, ale niezbyt rozbuchanym... Siwe co i raz dościgało go i wyprzedzało... Niestety, sucho u nas jak piorun, wąż od pompy studziennej za krótki, żeby polewać okrąglak a z konewką nie będę ganiać... więc zakończyliśmy dość szybko, bo konie pokasływały od kurzu :-(
Sobota (2 maja) - sesja poranna najpierw z Szamanem (doskonalimy wariacje circlingowe + komendy gadane), zwieńczona wsiadaniem (ale ten pad Parellich genialny - pierwszy raz mi siodło na Grubasie nie zjechało na bok!!!!). Siwka wyszalała się znów w galopie (wariackim), ale było dość pozytywnie, łącznie z przymiarką padu Theraflex (zaakceptowany bez nadmiernych wygibasów) i wsiądnięciem na dziki grzbiet...
Wieczorkiem Szaman - replay, miało być wsiadanie, ale mimo 2-krotnego pędzlowania Tri-Tec'iem komary Kolesia oblazły (chmara nad nim krążyła) i Koleś tak się zeźlił (a tu mu jeszcze jakieś ćwiczenia do wykonania zadają!), że odstawił mega-wyskoki z siodłem (dęba połączone z wyskakiwaniem w górę - novum - Wyższa Szkoła Jazdy nad ziemią, ciekawe, jak na to wpadł...?) połączone z płasko położonymi uszami i rozdziawioną do gryzienia gębą... Istny Szał Podkowińskiego... Jeszcze go w takim stanie nie widziałam... Więc wsiadanie sobie odpuściłam, naturalnie :-) Za to było mnóstwo zmian kierunku w galopie, Fiś się uspokoił i zakończyliśmy bardzo fajnymi zabawami prezyzyjnymi. I cofaniem za ogon, już po rozsiodłaniu. Fisiek cofa na lekkie pociągnięcie ogona, komendę BACK (wtedy nawet nie muszę wywierać wstecznego nacisku, wystarczy, że wezmę ogon do ręki) a ostatnio dodaję komendę wizualną, przywołujące kiwanie dłonią zza ogona...
A w ogóle w weekend majowy było dużo prac remontowo-budowlanych (m.in. po-zimowe poprawki bramek, drzwi do boksów), znów mam wsparcie Wielkiego Kreatora z Warszawy (brata Oblubieńca)... Plan trzeciego boksu w naszej stajni już wyrysowałam, zrobiłam wstępny kosztorys, do wakacji powinniśmy mieć miejsce dla trzeciego konia... I nie wykluczone, że będziemy szukać pensjonariusza, naturalnego najchętniej :-)
...początki utwardzonych ścieżek dla koni...
Newsem majówki był 3-dniowy wyjazd Oblubieńca Zbyna na kurs PNH do Celbanta. Pojechał uzbrojony w kamerę, sfilmował, co tam było trzeba wraz ze swoimi dyskusjami podczas kręcenia (żeby była jasność: kręcenia = filmowania) z okolicznymi słuchaczami ;-)
Po powrocie odgrażał się, że teraz to on będzie koniom serwował 10 zabaw (niech no ja tylko wyjadę...), po czym poszedł do Szamana (ciekawe, czemu nie do Dzikiej Siwki...?), wychylił się w kierunku jego zadu, machnął ręką i zadowolony patrzył, jak Grubek się odangażowuje: proszę, jak umiem... Taaak, a ciekawe, kto się z Fiśkiem od 4 lat użera... ;-)
W czwartek - oswajanie nowych nauszników (anty-meszki): z Siwką ze 30 minut, doszłyśmy do intensywnego, szybkiego masowania całego ciała, głowy i uszu, ale nie do zakładania. Szaman zerknął... e, nie wygłupiaj się z tymi podchodami, zakładaj! nawet głowę opuścił, taki miły...
Wieczorem w stajni przymiarka padu Western Theraflex (TM) Self-Inflating Pad (w końcu zatargałam go na wieś! ze 2 lata leżał w domu...) na Szamana. Elegancko pasuje :-) Tak się rozochociłam, że wlazłam po ściance boksu na Szamański grzbiet. Posiedziałam sobie w westówce boczkiem, po damsku, Fisiek zerknął na mnie przez ramię i drzemał dalej :-)
W piątek (1 maja) konie pół dnia spędziły na łące (w dwóch turach); przylatywały biegiem zza stodoły, gdy tylko pojawiałam się na horyzoncie brzęcząc kantarkami, same wkładały w nie nosy, nawet Szaman, co u niego jest szczytem współpracy (oczywiście cel jego działań kooperacyjnych jest oczywisty: perspektywa konsumpcji trawy),
--> nie licząc tego, że raz otworzył padok (wysunął drąg), żeby było szybciej :-)
Po południu - zabawy. Po raz kolejny postanowiłam skupić się na Szamanie, jako bardziej rokującym jeździecko (gdyby tylko nie ten jego wzrost... ;-) Pad Theraflex, kulbaka, wędzidło pod kantarkiem i do boju...
1) touch it-touch down (on line) - u Szamana nie występuje sekwencja nose-neck-maybe the feet..., ale od razu absolutly feet! Dotykanie nosem go nie interesuje, chyba, że przytargam na podok coś wyjątkowo strasznego, a i wtedy raczej straszną rzecz okrąży, przypatrzy się chwilę, podejdzie, po czym walnie kopytem... Zresztą dla niego rzeczy nie są straszne... Straszna jest raczej wyobraźnia, co tam Panie w krzakach nad rzeką siedzi... ?
Fisiek podchodził do wskazywanych przeze mnie obiektów i stawiał na nich nożysko: na swojej piłce (jolly ball), na oponie, na leżącej beczce, na dużej sflaczałej piłce z decathlonu (która robiła się wtedy jeszcze bardziej sflaczała), próbował nawet postawić nogę na beczce stojącej (!) przy okazji której to operacji o mało nie dostałam kopa w nos, tak wysoko zadzierał nogę ;-)
Gdy prosiłam o dotknięcie czegoć, co było wysoko (np. powiewającej tasiemki na ogrodzeniu), Fisiek się złościł: no co Ty?? za wysoko, nie dam rady! i grzebał z irytacji nogą w piasku...
2) chody boczne nad beczką (on line)- gdy tylko załapał (czyli po jednym powtórzeniu ;-) że za przejście bokiem nad beczką dają ciasteczko, błyskawicznie bez zachęty przewędrował nad beczką w drugą stronę. Jego inwencja jest powalająca :-)
3) wariacje na temat okrążania (on line, potem liberty) - przejścia w dół/zatrzymania na obwodzie koła (sygnał carrot stickiem + dodatkowo komenda WHOA), circling tyłem (sygnał carrot stickiem + dodatkowo komenda BACK), ruszanie (po bożemu + dodatkowo komenda NAPRZÓD) - Fisiek łapie słówka błyskawicznie i dobrze, bo pod siodłem będzie jak znalazł :-)
Potem zadzwonił telefon (Oblubieniec z kursu), więc przestałam interesować się Szamanem...
Sz.:
- ...początkowo stał przy mnie grzecznie i czekał na dalsze instrukcje...
- ...stał, ale zaczął się wyraźnie nudzić, łapać gapy po okolicy, zerkać na Siwe za drągami...
- ...odszedł kilka metrów, stanął, popatrzył, czy zauważyłam i co zrobię...
- ...zaczął skubać wyimaginowane roślinki na okrąglaku...
- ...położył się (!!!) mając na sobie cały osprzęt - leżał chwilę na boku, machnęłam carrotem, podniósł się leniwie (na szczęście się nie przeturlał, bo wtedy podejrzewam byłoby po siodle...)
-...postał chwilę...
- ...nagle zerwał się z kwikiem i wierzgiem do galopu i przeleciał wściekle metr ode mnie rzucając mi po drodze wyzywający zerk!
O, taki jest... Czujnym trzeba być cały czas, bo chwila nieuwagi i zaraz zaczynają się końskie figle :-)
Aczkolwiek zabawy z nim są bardzo emocjonujące, bo negocjuje, proponuje, wydziwia, robi zmyłki... nie to, co posłuszne Siwe (nuda ;-) Widać, że Sz. lubi zabawy, gna do mnie na gwizd z ostatniego padoku wściekłym galopem, wyglądającym jak paniczna ucieczka czy poniesienie... Ale wystarczy, że podniosę do góry ręce i powiem WHOA, zatrzymuje się z pełnego galopu metr ode mnie :-)
Wieczorkiem sesja na 2 konie. Siwka szalała w galopie (biegiem, biegiem), ledwo ją było w tumanie kurzu widać a Sz. za nią, owszem, też galopkiem, ale niezbyt rozbuchanym... Siwe co i raz dościgało go i wyprzedzało... Niestety, sucho u nas jak piorun, wąż od pompy studziennej za krótki, żeby polewać okrąglak a z konewką nie będę ganiać... więc zakończyliśmy dość szybko, bo konie pokasływały od kurzu :-(
Sobota (2 maja) - sesja poranna najpierw z Szamanem (doskonalimy wariacje circlingowe + komendy gadane), zwieńczona wsiadaniem (ale ten pad Parellich genialny - pierwszy raz mi siodło na Grubasie nie zjechało na bok!!!!). Siwka wyszalała się znów w galopie (wariackim), ale było dość pozytywnie, łącznie z przymiarką padu Theraflex (zaakceptowany bez nadmiernych wygibasów) i wsiądnięciem na dziki grzbiet...
Wieczorkiem Szaman - replay, miało być wsiadanie, ale mimo 2-krotnego pędzlowania Tri-Tec'iem komary Kolesia oblazły (chmara nad nim krążyła) i Koleś tak się zeźlił (a tu mu jeszcze jakieś ćwiczenia do wykonania zadają!), że odstawił mega-wyskoki z siodłem (dęba połączone z wyskakiwaniem w górę - novum - Wyższa Szkoła Jazdy nad ziemią, ciekawe, jak na to wpadł...?) połączone z płasko położonymi uszami i rozdziawioną do gryzienia gębą... Istny Szał Podkowińskiego... Jeszcze go w takim stanie nie widziałam... Więc wsiadanie sobie odpuściłam, naturalnie :-) Za to było mnóstwo zmian kierunku w galopie, Fiś się uspokoił i zakończyliśmy bardzo fajnymi zabawami prezyzyjnymi. I cofaniem za ogon, już po rozsiodłaniu. Fisiek cofa na lekkie pociągnięcie ogona, komendę BACK (wtedy nawet nie muszę wywierać wstecznego nacisku, wystarczy, że wezmę ogon do ręki) a ostatnio dodaję komendę wizualną, przywołujące kiwanie dłonią zza ogona...
A w ogóle w weekend majowy było dużo prac remontowo-budowlanych (m.in. po-zimowe poprawki bramek, drzwi do boksów), znów mam wsparcie Wielkiego Kreatora z Warszawy (brata Oblubieńca)... Plan trzeciego boksu w naszej stajni już wyrysowałam, zrobiłam wstępny kosztorys, do wakacji powinniśmy mieć miejsce dla trzeciego konia... I nie wykluczone, że będziemy szukać pensjonariusza, naturalnego najchętniej :-)
...początki utwardzonych ścieżek dla koni...
Subskrybuj:
Posty (Atom)