"Pracuj nad sobą a z koniem się baw" Pat Parelli

wtorek, 5 maja 2009

Majówka

...moja trwała 5 dni. Plany końskie, owszem, były ambitne... Wyszło trochę, jak zwykle...
Newsem majówki był 3-dniowy wyjazd Oblubieńca Zbyna na kurs PNH do Celbanta. Pojechał uzbrojony w kamerę, sfilmował, co tam było trzeba wraz ze swoimi dyskusjami podczas kręcenia (żeby była jasność: kręcenia = filmowania) z okolicznymi słuchaczami ;-)
Po powrocie odgrażał się, że teraz to on będzie koniom serwował 10 zabaw (niech no ja tylko wyjadę...), po czym poszedł do Szamana (ciekawe, czemu nie do Dzikiej Siwki...?), wychylił się w kierunku jego zadu, machnął ręką i zadowolony patrzył, jak Grubek się odangażowuje: proszę, jak umiem... Taaak, a ciekawe, kto się z Fiśkiem od 4 lat użera... ;-)

W czwartek - oswajanie nowych nauszników (anty-meszki): z Siwką ze 30 minut, doszłyśmy do intensywnego, szybkiego masowania całego ciała, głowy i uszu, ale nie do zakładania. Szaman zerknął... e, nie wygłupiaj się z tymi podchodami, zakładaj! nawet głowę opuścił, taki miły...
Wieczorem w stajni przymiarka padu Western Theraflex (TM) Self-Inflating Pad (w końcu zatargałam go na wieś! ze 2 lata leżał w domu...) na Szamana. Elegancko pasuje :-) Tak się rozochociłam, że wlazłam po ściance boksu na Szamański grzbiet. Posiedziałam sobie w westówce boczkiem, po damsku, Fisiek zerknął na mnie przez ramię i drzemał dalej :-)

W piątek (1 maja) konie pół dnia spędziły na łące (w dwóch turach); przylatywały biegiem zza stodoły, gdy tylko pojawiałam się na horyzoncie brzęcząc kantarkami, same wkładały w nie nosy, nawet Szaman, co u niego jest szczytem współpracy (oczywiście cel jego działań kooperacyjnych jest oczywisty: perspektywa konsumpcji trawy),
--> nie licząc tego, że raz otworzył padok (wysunął drąg), żeby było szybciej :-)
Po południu - zabawy. Po raz kolejny postanowiłam skupić się na Szamanie, jako bardziej rokującym jeździecko (gdyby tylko nie ten jego wzrost... ;-) Pad Theraflex, kulbaka, wędzidło pod kantarkiem i do boju...

1) touch it-touch down (on line) - u Szamana nie występuje sekwencja nose-neck-maybe the feet..., ale od razu absolutly feet! Dotykanie nosem go nie interesuje, chyba, że przytargam na podok coś wyjątkowo strasznego, a i wtedy raczej straszną rzecz okrąży, przypatrzy się chwilę, podejdzie, po czym walnie kopytem... Zresztą dla niego rzeczy nie są straszne... Straszna jest raczej wyobraźnia, co tam Panie w krzakach nad rzeką siedzi... ?
Fisiek podchodził do wskazywanych przeze mnie obiektów i stawiał na nich nożysko: na swojej piłce (jolly ball), na oponie, na leżącej beczce, na dużej sflaczałej piłce z decathlonu (która robiła się wtedy jeszcze bardziej sflaczała), próbował nawet postawić nogę na beczce stojącej (!) przy okazji której to operacji o mało nie dostałam kopa w nos, tak wysoko zadzierał nogę ;-)
Gdy prosiłam o dotknięcie czegoć, co było wysoko (np. powiewającej tasiemki na ogrodzeniu), Fisiek się złościł: no co Ty?? za wysoko, nie dam rady! i grzebał z irytacji nogą w piasku...

2) chody boczne nad beczką (on line)- gdy tylko załapał (czyli po jednym powtórzeniu ;-) że za przejście bokiem nad beczką dają ciasteczko, błyskawicznie bez zachęty przewędrował nad beczką w drugą stronę. Jego inwencja jest powalająca :-)

3) wariacje na temat okrążania (on line, potem liberty) - przejścia w dół/zatrzymania na obwodzie koła (sygnał carrot stickiem + dodatkowo komenda WHOA), circling tyłem (sygnał carrot stickiem + dodatkowo komenda BACK), ruszanie (po bożemu + dodatkowo komenda NAPRZÓD) - Fisiek łapie słówka błyskawicznie i dobrze, bo pod siodłem będzie jak znalazł :-)

Potem zadzwonił telefon (Oblubieniec z kursu), więc przestałam interesować się Szamanem...
Sz.:
- ...początkowo stał przy mnie grzecznie i czekał na dalsze instrukcje...
- ...stał, ale zaczął się wyraźnie nudzić, łapać gapy po okolicy, zerkać na Siwe za drągami...
- ...odszedł kilka metrów, stanął, popatrzył, czy zauważyłam i co zrobię...
- ...zaczął skubać wyimaginowane roślinki na okrąglaku...
- ...położył się (!!!) mając na sobie cały osprzęt - leżał chwilę na boku, machnęłam carrotem, podniósł się leniwie (na szczęście się nie przeturlał, bo wtedy podejrzewam byłoby po siodle...)
-...postał chwilę...
- ...nagle zerwał się z kwikiem i wierzgiem do galopu i przeleciał wściekle metr ode mnie rzucając mi po drodze wyzywający zerk!

O, taki jest... Czujnym trzeba być cały czas, bo chwila nieuwagi i zaraz zaczynają się końskie figle :-)
Aczkolwiek zabawy z nim są bardzo emocjonujące, bo negocjuje, proponuje, wydziwia, robi zmyłki... nie to, co posłuszne Siwe (nuda ;-) Widać, że Sz. lubi zabawy, gna do mnie na gwizd z ostatniego padoku wściekłym galopem, wyglądającym jak paniczna ucieczka czy poniesienie... Ale wystarczy, że podniosę do góry ręce i powiem WHOA, zatrzymuje się z pełnego galopu metr ode mnie :-)

Wieczorkiem sesja na 2 konie. Siwka szalała w galopie (biegiem, biegiem), ledwo ją było w tumanie kurzu widać a Sz. za nią, owszem, też galopkiem, ale niezbyt rozbuchanym... Siwe co i raz dościgało go i wyprzedzało... Niestety, sucho u nas jak piorun, wąż od pompy studziennej za krótki, żeby polewać okrąglak a z konewką nie będę ganiać... więc zakończyliśmy dość szybko, bo konie pokasływały od kurzu :-(

Sobota (2 maja) - sesja poranna najpierw z Szamanem (doskonalimy wariacje circlingowe + komendy gadane), zwieńczona wsiadaniem (ale ten pad Parellich genialny - pierwszy raz mi siodło na Grubasie nie zjechało na bok!!!!). Siwka wyszalała się znów w galopie (wariackim), ale było dość pozytywnie, łącznie z przymiarką padu Theraflex (zaakceptowany bez nadmiernych wygibasów) i wsiądnięciem na dziki grzbiet...
Wieczorkiem Szaman - replay, miało być wsiadanie, ale mimo 2-krotnego pędzlowania Tri-Tec'iem komary Kolesia oblazły (chmara nad nim krążyła) i Koleś tak się zeźlił (a tu mu jeszcze jakieś ćwiczenia do wykonania zadają!), że odstawił mega-wyskoki z siodłem (dęba połączone z wyskakiwaniem w górę - novum - Wyższa Szkoła Jazdy nad ziemią, ciekawe, jak na to wpadł...?) połączone z płasko położonymi uszami i rozdziawioną do gryzienia gębą... Istny Szał Podkowińskiego... Jeszcze go w takim stanie nie widziałam... Więc wsiadanie sobie odpuściłam, naturalnie :-) Za to było mnóstwo zmian kierunku w galopie, Fiś się uspokoił i zakończyliśmy bardzo fajnymi zabawami prezyzyjnymi. I cofaniem za ogon, już po rozsiodłaniu. Fisiek cofa na lekkie pociągnięcie ogona, komendę BACK (wtedy nawet nie muszę wywierać wstecznego nacisku, wystarczy, że wezmę ogon do ręki) a ostatnio dodaję komendę wizualną, przywołujące kiwanie dłonią zza ogona...

A w ogóle w weekend majowy było dużo prac remontowo-budowlanych (m.in. po-zimowe poprawki bramek, drzwi do boksów), znów mam wsparcie Wielkiego Kreatora z Warszawy (brata Oblubieńca)... Plan trzeciego boksu w naszej stajni już wyrysowałam, zrobiłam wstępny kosztorys, do wakacji powinniśmy mieć miejsce dla trzeciego konia... I nie wykluczone, że będziemy szukać pensjonariusza, naturalnego najchętniej :-)
 photo HPIM5565_zps13699c9f.jpg

 photo HPIM5569_zps51303e6c.jpg

 photo HPIM5574_zps62d50dd1.jpg
...początki utwardzonych ścieżek dla koni...

Brak komentarzy: