Wandal!
...karząca ręka sprawiedliwości. Podstępnie, zza drągów :-)
W sobotę sesja z siodłem west, zaczynamy zdecydowane podchody ku jeździectwu (po długiej przerwie)... Siwe w miarę spokojne, żadnego uciekania czy dreptania; owszem, un-confident było, zwłaszcza przy czapraku tuż za uszami... Ale już moje wsiadanie i gramolenie się po Siwce - zdecydowana comfort zone (nawet chyba bardziej Siwkowa comfort zone, niż moja ;-)
Szaman się też oczywiście załapał, ale bez siodłania, bo nie chciało mi się siodła tak wysoko wtargiwać. Było za to okrążanie na niezamkniętym round-penie. Fiś, mimo, że fajny jest i do zabaw chętny, potrafi czasem wywiać na duuuże koło, albo zadrzeć kitkę i fruuuu! tyle go widzieli. Na gwizd przylatuje oczywiście zaraz z powrotem, wściekle, ochoczo. Ale co się pozabawia po swojemu, to jego. Dlatego z nim często stosuję strategię rozwijania i kształtowania jego zabawowych propozycji (no, chyba, że proponuje popodgryzajmy się!) On zadowolony, ja zadowolona i jest fajnie. Nie ma kłótni ani obrażania się :-)
Tym razem okrążał blisko, bliziutko, ani zerknął w stronę wyjścia. Wręcz przeciwnie, najchętniej bawiłby się w close-contact games, co niekoniecznie z kolei mi się podoba. Potwory lepiej trzymać na dystans ;-)
Nie obyło się bez incydentu z udziałem savvy stringa: każde z nas chciało go mieć. Na wyłączność :-)
Była też friendly game ze strefy 5. Fiś odczuwa lekki niepokój przy tej wersji zabawy. A nóż dostanie znienacka w dupsko? (sumienie ma nieczyste i doskonale o tym wie, że czasem mu się bęcka należy ;-)
W czasie sesji z Siwką większość czasu nas obserwował (jak go znam, knuł strategię pt. co zrobię, gdy ona mnie tak potraktuje...)
W niedzielę Gośka wybrała się do naszej starej stajni pensjonatowej, sprawdzić, co słychać u tamtejszych koni (zżyłyśmy się z nimi, sama bym chętnie do nich zajrzała...), więc zostałam sam na sam z naszymi siodlanymi sprawami. Ponieważ byłam sama a jako się rzekło, zaawansowujemy jeździectwo, podałam Siwce do śniadania małą porcję quitexu, żeby oszczędzić jej nadmiernego stresu. Na wszelki wypadek. Zrobiłyśmy sobie prawie 3-godzinną, spokojną sesję z siodłem, tym razem klasycznym, którego Siwka obawia się o wiele bardziej, niż westowego. Siwe początkowo spięte, wyraźnie przeszkadzał jej klasyczny popręg z gumami. Trochę się poruszałyśmy, poprzestawiałyśmy a potem założyłam Siwce side-pull, przypięłam wodze finesse i rozkładałyśmy wsiadanie na czynniki pierwsze. Porządnie. Solidnie. Do przesady. X razy wsiadałam i zsiadałam, Siwe stało spokojniutko, na leciutkie zebranie wodzy robiła zgięcie boczne i patrzyła na mnie maślanymi oczami... Od czasu do czasu brałyśmy się za coś innego, np. okrążanie w stępie, które nam od nowości nie wychodzi, bo Siwe bardzo się ekscytuje tą zabawą i musi co najmniej kłusować... Zostawiamy więc czasem tę zabawę na dłużej i nie eksplorujemy. Wyciszamy się...
Teraz Siwka robiła 3/4 koła spokojnym stępem a gdy tylko pomyślała o zakłusowaniu (wyraźnie było widać, jak podnosi swoją energię, nabiera powietrza i unosi przód...), przywoływałam ją do środka, głaskałam i odsyłałam w przeciwnym kierunku. Stępem.
Bardzo fajna sesja. Szkoda, że zabrakło Gośki z aparatem :-(
A potem pobawiliśmy się z Fiśkiem przez chwilę w cutting (do mojego zasapania się, co nastąpiło dość szybko: 2-tygodniowa przerwa w treningach fizkulturnych dała o sobie znać ;-) Najfajniej wychodzi nam wycinanie na ostatnim padoku - ja za drągami, w chaszczach nad rzeką, Fiś w ogrodzeniu. Moje latanie w tę i nazad po chaszczach prowokuje Fiśka do dzikich pląsów, skoków, rewelacyjnych dynamicznych pobryków... Wygląda na to, że też chciałby w te chaszcze wskoczyć :-)
Wieczorem w boksie zrobiłam Siwce masaż grzbietu, nóg i zadu. Była nieco zdziwiona (zwłaszcza przy rozluźniającym masowaniu zadu i udek), ale minę miała zadowoloną. Muszę się podszkolić w tej materii i włączyć masowanie do naszych co-weekendowych zajęć :-)
2 komentarze:
Bardzo ładne zdjęcia
a to jeszcze nie koniec... :-)
Prześlij komentarz