...a wczoraj wieczorem przeżyłam chwile grozy, takiej prawdziwej! Oblubieniec zadzwonił zdenerwowany, że konie zwiały przy sprowadzaniu z padoku. Oba. Staranowały najsłabsze ogniwo w przejściu koło stodoły i wypruły w noc... Oczywiście jak zwykle: Siwka-Podżegacz do galopowania...
Z. powędrował za nimi, ale szybko stracili kontakt wzrokowy... Dookoła noc, teren nieznany, trasa na Płońsk coraz bliżej...
...na szczęście wróciły... na nasze pole koniczynowe koło domu... Fisio dał sobie linkę na szyję założyć i grzecznie powędrował do stajni...
Ale się strachu najedliśmy!
3 komentarze:
no to nieźle mieliście:))Też kiedyś łapałam w nocy konie...nie zazdroszczę
nie wiedziałam zupełnie co robić... Ja w Wawie, 70 km. od stajni, właśnie targam zakupy do domu a tu taki news... Panika po prostu... Tętno jak po maratonie... Prawołkulowy ekstraweryk mi się włączył momentalnie (a z natury introwertykiem jestem)... NIe wierzyłam, że same wrócą... Odbiegły od domu ze 2 km. co najmniej...
Mam znajomego, którego konie co jakis czas taki numer robią. I najczęsciej jak On jest na wyjeżdzie, a w domu tylko żona i córka. Mają taką kobyłę co "ma pomysły" i wyprowadza stadko. Juz pare razy ganiali z sąsiadmi za tabunikiem. raz mało na Słowacje nie poszły. ( facet w górach mieszka )
Prześlij komentarz