Ostatni tydzień spędziłam na wsi...
Od razu dnia pierwszego mego pobytu, 14 lutego, z okazji walentynkowej, Siwka doczekała się nowych kopytów w wykonaniu Oblubieńca Z.
Zaczęliśmy też podawać koniom BIOGEN-K. Szaman oczywiście przy pierwszych kęsach paszy trzepał głową niezadowolony, ale przekonał się do nowego o wiele szybciej, niż do enterofermentu, który wybitnie mu nie smakował.
Mimo mojej nieciekawej kondycji zdrowotnej, trochę ze zwierzakami pocudowaliśmy (weź tu i leż człowieku, jak się ma takie fajne konie)… Z Siwką coraz to ekstremalniejsze friendly robimy, a to wymachiwanie czym-się-da za zadem, a to straszycielstwo drzewami, a to podestowanie (toto akurat żadne ekstremum...), a to ściskanie brzucha, a to cofanie za zadnie nożyska, a to oswajania hałasów (tutaj doszłyśmy już do takiego etapu, że Siwe czuje się w obowiązku robić hałaśliwej rzeczy touch - wyciąga nos w kierunku intensywnego dźwięku i próbuje dotknąć to, czym aktualnie wymachuję, czyniąc noisy :-)
wcale nie-straszne drzewo (a jeszcze do niedawna wszystko było straszne...)
Podest, co nam go zbudował Oblubieniec...
za brzucho...
za nożyska (były miny lewopółkulowe: czego mnie ciągniesz?? i upewniające się, czy aby wszystko w porządku na tyłach?)
Z Szamanem oczywiście cutting przeplatany ganiankami, bo kolegę czasem ponosi werwa i nie-zdyscyplinowanie... taki wesoły z niego koń :-)
Z Szamanem oczywiście cutting przeplatany ganiankami, bo kolegę czasem ponosi werwa i nie-zdyscyplinowanie... taki wesoły z niego koń :-)
wycinka wspólnie z Fućką :-) Siwka przyglądała się, ale nie przejawiała zbytniej chęci do przyłączenia się...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz