Weekend udany. W sobotę po
dłuuugiej przerwie udało
mi się w końcu
tknąć Siwe... I to
prawie jeździecko, bo siodłem.
Prawie,
bo przez te 3 lata Siwe tak się
upasło, że ulubiona ma
Natowa nr 9 jest na nią
zdecydowanie za ciasna, więc o wsiadaniu mowy nie było!!!! No dobra, siodłałam
bez padu
teraflex, no ale bez przesady... Po zapięciu popręgu (luźno)
Siwe zrobiło się sztywne jak
decha, na początku ledwo nogami mogło
poruszać... Dodatkowo doszedł czynnik
nie-siodłania przez 3 lata (raz
tylko przymierzałyśmy
bezterlicówkę), więc Siwe miało prawo być
niekontente
;-) Zresztą już przed siodłem pokazało
pazur i
zapodało mi na linie takie
brawerie, że moja opinia o niej,
jako
o spokojnej, co to wyrosła z dzikości, legła w gruzach. Oczywiście,
jak zwykle, było 100% kontroli, żadnych
podchodów ku wyrywaniu liny, ale
energia
buzowała... Przy zmianach kierunku były
wyskoki i
skręty
cielska, nie przymierzając,
lewopółkulowo-Szamańskie a przy
przywołaniu pęd ku mnie z prędkością światła i miną
ogierzastą. Szkoda,
wielka szkoda, że
Z. akuratnie
powędrował z Kazikiem na spacer drogą polną i nie miał mi kto zdjęć porobić :-(
Przy najbliższej okazji targam na wioskę Continentala, co to się wydaje być
bardzo szeroki i pasujemy. Obawy moje budzi tylko jego waga (17 kg!), i wątpliwość, czy ja go
Siwej na grzbiet zarzucę ;-)
W sobotę powrócił na
łono Bursztyn. Oczywiście od razu zrobiło się po staremu – Szaman sam się na wszelki wypadek odseparował
od stada podejrzewając szykany ze
strony Siwki, ale chyba uczynił to nieco na wyrost, bo póki co Siwa wcale go
nie goni, a Bursztyn trzyma się nieco na uboczu. Od czasu do czasu tylko
wymieniają z Siwą niby-miłosne rżenia i pochrumkiwania.
Tak poza tym to deja vu sprzed paru tygodni: w niedzielę znów nastał upał i pięknie reaktywowane koniarstwo, jak szybko nastało, tak szybko się skończyło :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz