Działo się. Oczywiście, jak zwykle w takich momentach, aparat zawiódł i zdjęć brak :-(
Zaczęło się od tego, że trzeba było w trybie pilnym połączyć konie w jedno stado (częściowy wywóz obornika z pryzmy). Bebo dostała polecenie pilnować, żeby Szaman nie gnębił Romanka i hajda! Otworzyłam bramkę, Siwe oczywiście poleciało jako pierwsze eksplorować Szamańsko-Arabskie kwatery, Romuś zaraz za nią, Huc opieszale na końcu (przy wsparciu pomocy: czapką po zadku ;-) bo siano rozrzucone na padoku... Mimo, że 5 koni naraz to już całkiem spore stadko, Szaman Kucyka wypatrzył błyskawicznie i dawaj biegiem molestować-dominować Małego. Mały chwilę pouciekał, ale zadkiem zaczął na odchodnem pofikiwać, powierzgiwać w kierunku Wielkiego i z Szamana jakoś tak nieco zeszło powietrze. Zwłaszcza, że stado nieszczególnie podjęło aktywność pt. gonić Małego a zajęło się galopadami okraszonymi wyskokami w górę, wierzgami i ogólną nieskoordynowaną wesołą ruchliwością w biegu. Huc tylko niby do Kucyka na moment doskoczył, ale tak naprawdę, to nie wiadomo, czy bardziej do Kucyka, czy bardziej do Szamana, bo zaraz zaczął się z Wielkim nosami przepychać i Wielki od razu się Kucykiem przestał interesować, tylko próbował na nosy i kto bardziej szyję ogierzastą zaprezentuje Huca pokonać ;-)
Siwe z Arabicą wywściekały sie konkretnie, wspomagała je Fućka Suka, która - mimo, że starowinka (jak ten czas leci...!) - zawsze do gonienia koni pierwsza :-) Arabica oczywiście na Fucię co i raz szarżowała, ja zamiast się skupić na robocie okołopryzmowej, co i raz gębę rozdzierałam a to na Szamana, żeby nie zbliżał się do Kucyka, a to na Fucię, żeby uważała, bo leci na nią Arabica (albo Huc, albo Szaman) a to na Arabicę, bo wyjątkowo niemiła była i podbiegała co i raz udając, że atakuje (albo mnie, albo Gośkę)...
Dość szybko jednak zapanował względny* spokój, galopady się skończyły i Siwe powiodło stado w pobliże rzeki, gdzie trawa zaczyna nieśmiało próbować powstać z zimowego marazmu.
* względny, bo Szaman co i raz przypominał sobie, że Kucyk pasie się na tej samej kwaterze, czyli jest dla Szamana dostępny ;-)
W końcu Gośka zeźliła sie i poszła Romanka ratować: przyodziała go w jego kantarek (żółty paskowy), dowiązała do niego linę (bez karabińczyka, bo taką tylko znalazła ;-) i wyprowadziła Kucyka od koni na zastodole. Trenować. Świadkiem całości nie byłam, bo pochłonęły mnie inne aktywności, ale Gośka tak się rozochociła, że w końcu na Romusia wsiadła. Wsiadanie (na oklep, bo siodła na wsi nadal brak) rozłożyła na czynniki pierwsze, bo gdy Romuś połapał się, do czego Gośka zmierza, kłapnął na nią zębami, potem uszki kładł, ale jakoś tak na pół gwizdka (nie to co Huc, który dobitnie potrafi się wypowiedzieć paszczą i uszami, co myśli o niektórych ludzkich pomysłach ;-)
Kucyk pod Gośką walnął ze 2 kontrolne wypłochy (a może zsiądzie, a może spadnie...?) po czym zaczął ładnie współpracować. W sumie z 15 minut pojeździli (stęp, kłus) i Gośka zsiadła rozanielona, jak on super chodzi na tym kantarze, jaki wrażliwy (wystarczy pomyśleć, a on już wykonuje) i w ogóle same ochy i achy były.
Po przerwie na prace w obejściu na tapetę poszła Arabica. Celem sprawdzenia, jakie są jej poglądy na temat jeździectwa... Tutaj nie spodziewałyśmy się rewelacji, ale prawda okazała się jeszcze gorsza, niż myślałyśmy... Do jazdy to się toto białe - póki co - w ogóle nie nadaje. Pomijając skandaliczne maniery naziemne, które wołają (cały czas) o pomstę do nieba oraz totalny brak szacunku do człowieka, już samo podejrzenie, że ktoś chce na nią wsiąść, wywołuje u Arabicy napad piorun wie czego, który kończy się gwałtownym odskokiem-wyskokiem od-spod człowieka... Zważywszy, że ani razu nie próbowała kopnąć i ogólnie z całokształtu, obstawiam, że to strach... To naprawdę jest napad, amok jakiś, szaleństwo...
Biję pokłony przed Siwką, która kiedyś wydawała mi się walnięta... Walnięta to jest Biała. I to konkretnie...
Sesja poświęcona na delikatne wrzucanie za kolano** Gośki na biały grzbiet, kilka ostatnich podejść już bez wyskakiwania spod obciążenia, 2 ostatnie nawet ze względną głową na wysokości kłębu, ale Gośka mówiła, że za każdym razem Biała była spięta i twarda jak deska plus cała się trzęsła...
Nie wiem, co ten koń ma wdrukowane w głowie, ale tkwi to bardzo głęboko i wymaga wielu godzin systematycznej, żmudnej pracy. OD PODSTAW.
** być może Służewiec... tam wrzucają za kolano... jeszcze o kręgosłupie pomyślałam przez chwilę, ale zważywszy na całokształt.........
Następnym razem musowo zabieramy siodło i będzie diagnozowanie po strzemieniu... No i musowo - aparat, który nie zawiedzie ;-)
"Pracuj nad sobą a z koniem się baw" Pat Parelli
niedziela, 29 marca 2015
niedziela, 15 marca 2015
14 marca 2015 - przedwiośnie w wersji nieprzyjemnej
...ale nas wczoraj na wsi przewiało...! Nawet konie przyklejały się od czasu do czasu do ścian wiaty, żeby nieprzyjemnego wiatru i siąpiącego deszczyku unikać...
Wizyta typowo robocza - postawiliśmy z Gośką + Gośki Kolegą całą długą ścianę graniczną padok-plac do jazdy. Z metalowych rurek! W końcu może skończy się odwieczna demolka ogrodzeń, no bo przecież, do cholery, metalowych rurek to już chyba konie nie zeżrą, nie zdemoloją, nie rozwalą...??? No. Jeszcze tylko pomalować toto antyrdzą i cudnie.
Postawilibyśmy i więcej tego ogrodzena, bo szło nam prześwietnie, ale się nam wyspawane rury pokończyły, niestety... Kolejna inwestycja - spawarka, bo rurek na wyspawanie czeka cała sterta...
...a jeździectwo, co to było zdecydowanie zaplanowane, z powodu aury paskudnej nie odbyło się...
Gośka coś tam z ziemi z Siwką wyprawiała, Siwka latała koło niej w sposób dość mocno nieskoordynowany, ale ochoczy, co i raz Gośce uciekała, ale zaraz wracała... Moje pojawienie się jednak bardzo szybko przerwało te nie wiadomo do czego zmierzające wygibasy, Siwka zdecydowanie wie, który to jej człowiek: zaraz przy mnie zakotwiczyła i było po zabawie z Gośką :-)
Wizyta typowo robocza - postawiliśmy z Gośką + Gośki Kolegą całą długą ścianę graniczną padok-plac do jazdy. Z metalowych rurek! W końcu może skończy się odwieczna demolka ogrodzeń, no bo przecież, do cholery, metalowych rurek to już chyba konie nie zeżrą, nie zdemoloją, nie rozwalą...??? No. Jeszcze tylko pomalować toto antyrdzą i cudnie.
Postawilibyśmy i więcej tego ogrodzena, bo szło nam prześwietnie, ale się nam wyspawane rury pokończyły, niestety... Kolejna inwestycja - spawarka, bo rurek na wyspawanie czeka cała sterta...
...a jeździectwo, co to było zdecydowanie zaplanowane, z powodu aury paskudnej nie odbyło się...
Gośka coś tam z ziemi z Siwką wyprawiała, Siwka latała koło niej w sposób dość mocno nieskoordynowany, ale ochoczy, co i raz Gośce uciekała, ale zaraz wracała... Moje pojawienie się jednak bardzo szybko przerwało te nie wiadomo do czego zmierzające wygibasy, Siwka zdecydowanie wie, który to jej człowiek: zaraz przy mnie zakotwiczyła i było po zabawie z Gośką :-)
poniedziałek, 9 marca 2015
8 marca 2015 - na zabramiu...
W niedzielę wydarzeniem dnia był spacer na zabramie z Siwką - nic nie mogłam zrobić, bo się Siwe łasiło, przymilało a co odeszłam na moment od koni - oczy wypatrywało i rżało przywołująco :-)
Nawet masowania głowy na wolności reklamówką bardzo szeleszczącą zniosła godnie (co to mi się wydawało, że takie rzeczy są z Siwką awykonalne :-)
W końcu zaproponowałm podwórko - 2 lata nie wychodziłyśmy, więc miałam przez krótką chwilę pewne wątpliwości, czy to aby dobry pomysł wypuszczać gołe Siwe z końskiej zagrody...
Było nieco prawopółkulowo, ale w pełni pod kontrolą. Największą szopę odstawili - pozostawieni sami sobie - Hucyk i Kucyk... Huc ryczał, jakby go mordowali i kręcił pod bramką małe kółka w kłuso-galopie, a Romanek popiskiwał (czyli rżał kucykowym głosikiem)... Nawet Szaman od czasu do czasu pokrzykiwał, mimo, że chodzi w parze z arabką, więc teoretycznie nie miał powodów Siwej nawoływać...
Po wyjściu z padoku Siwe na moment zakotwiczyło na podwórku, ale że to plac budowy w kolejnej swej odsłonie, wywołałam ją za bramę. Na klik nie zareagowała (choć wiedziała, że powinna, bo w miejscu przytupała i uszami ku mnie zastrzygła ;-) wydałam z siebie 2-cmok, który momentalnie poderwał Siwą kłusem ku mnie :-)
ku mnie kłusem na komendę wracamy do koni :-)
Romuś też spragniony towarzystwa, chyba go trochę gawłowskie nic-nie-robienie nudzi ;-)
Nawet masowania głowy na wolności reklamówką bardzo szeleszczącą zniosła godnie (co to mi się wydawało, że takie rzeczy są z Siwką awykonalne :-)
W końcu zaproponowałm podwórko - 2 lata nie wychodziłyśmy, więc miałam przez krótką chwilę pewne wątpliwości, czy to aby dobry pomysł wypuszczać gołe Siwe z końskiej zagrody...
Było nieco prawopółkulowo, ale w pełni pod kontrolą. Największą szopę odstawili - pozostawieni sami sobie - Hucyk i Kucyk... Huc ryczał, jakby go mordowali i kręcił pod bramką małe kółka w kłuso-galopie, a Romanek popiskiwał (czyli rżał kucykowym głosikiem)... Nawet Szaman od czasu do czasu pokrzykiwał, mimo, że chodzi w parze z arabką, więc teoretycznie nie miał powodów Siwej nawoływać...
Po wyjściu z padoku Siwe na moment zakotwiczyło na podwórku, ale że to plac budowy w kolejnej swej odsłonie, wywołałam ją za bramę. Na klik nie zareagowała (choć wiedziała, że powinna, bo w miejscu przytupała i uszami ku mnie zastrzygła ;-) wydałam z siebie 2-cmok, który momentalnie poderwał Siwą kłusem ku mnie :-)
ku mnie kłusem na komendę wracamy do koni :-)
Romuś też spragniony towarzystwa, chyba go trochę gawłowskie nic-nie-robienie nudzi ;-)
Subskrybuj:
Posty (Atom)