Przyjechali miastowi, robota poszła do przodu z kopyta :-) Ogrodzenie z siennej łąki zdjęte, bramki i ogrodzenia naprawione (prąd bije elegancko, koniec z szamańskimi włamaniami ;-), saletra posiana na 2 zamkniętych kwaterach, wierzbowe bale znad rzeki przytargane do ogryzania, kora na okrągłym wybiegu rozplantowana, kamienie wybrane (można spadać ;-)...
A potem - jeździectwo ;-) Najpierw chwilę powoziłam się ja, po górkach, ale zaraz oddałam małego dzieciakowi. A niech ma...
Bebo-Gośka uparła się na galopowanie na Hucu i po długiej komedii...
...udało się jej przegalopować 4 całe foule!!! Nie wspomnę o moim skromnym udziale w tym wydarzeniu polegającym na solidnym pacu w hucowy zadek liną ;-)
Błyskawiczny zeskok, garść ciasteczek i kupa siana pod pysk - tak świętowaliśmy ten niebywały sukces :-)))
Na inne konie nie starczyło oczywiście jeździecko czasu, ku memu ubolewaniu, bo liczyłam na cudne foty w Gośki wykonaniu :-(
Ale małe co-nie-co udało się uwiecznić, w tak zwanym międzyczasie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz