Nie tak miało być. Ani pogody należytej, ani atmosfery, ani zwierzaków gadających...
No może się zagalopowałam. Gadające zwierzaki są. Najbardziej rozmowny jest Bobuś. Treningi zaczął jakiś tydzień przed Świętami. Siedzi w stajni i wyje. Albo popiskuje. Popiski jednakowoż zarezerwował sobie na dzień; w nocy jest wycie. I to jakie! A wszystko przez nasze suczyska. Dwie naraz w rui (żeby wyrazić się po końsku ;-) Sodoma i Gomora; wypuszczanie psów na 3 tury, trzeba pamiętać, który już wychodził a który nie, kiedy wychodził etc. Zwariować można.
A konie też nielepsze! Demon Hucowy wlazł dziś w Siwkę; małpa pobrykiwała mi pod wieczór na linie jak jakaś świeżo robiona dziczyzna, a co się głową nawywijała, co napodskakiwała, oj...! Siodło jej się nie podobało, czy co...? Zaprezentowała się dziś jak rasowa, lewopółkulowa złośnica.
Nie odpuściłam (o wtedy to by dopiero było następnym razem...! Siwe bystrości intelektu przy Hucu nabrała ;-) Parę razy zachowanie było skandaliczne, niemalże na granicy wyrwania liny, ale błogosławione odangażowanie zadu, wykute u nas na blachę - od siwej maleńkości (jedna z pierwszych rzeczy, jaką wałkowałyśmy przy każdej okazji). Wystarczyło, że przekrzywiłam lekko głowę a już dzikie oblicze zwracało się ku mnie. Błyskawicznie.
Doszłyśmy w końcu do porozumienia, ale jestem zniesmaczona. Weź tu człowieku poluzuj śrubkę treningową i proszę. Znowu too much frindly i undemanding time, zdaje się ;-)
Siwe wariacieje od jakiegoś czasu (dziwny zbieg okoliczności, bo i ja od jakiegoś miesiąca rejestruję wyjątkowy spadek formy, zwłaszcza psychicznej - ciekawe, czy aby nie nakręcamy się wzajemnie...?). Chody ma sprężyste, oczki lekko wybałuszone, postawę czujną, zwartą i gotową. Zastanawiam się, czy aby nie zainwestować w jaki magnez (czy inną walerianę ;-), choć nie odnotowałyśmy spektakularnych efektów po suplementacji w czasach pensjonatowych... Może lepszy byłby gumowy młotek...? Puknąć w głowę...? A nóż zmądrzeje*...? ;-)
* raczej się nie spodziewam... Ten typ tak ma. Cały czas żyję nadzieją, że koło 20-stki nie będzie się już chciało wariować... ;-)
Jazda na Hucu niemniej emocjonująca. Zasuwał jak mały motorek. Na początku mnie zwiódł, mały cwaniaczek, bo cudnie odchodził od wodzy (neck reining), ale w kłusie zaczęło się sypać... Latał wściekle, energicznie, prawie nad ziemią się unosił. Ale na komendę galop zaserwował mi takiego stopa, że tylko balance point uratował mnie przed zapikowaniem nosem w grzywę ;-)
Już ja się za Was wezmę, Moi Drodzy!!! W dupskach się poprzewracało z dobrobytu. O, zdecydowanie za dobrze ma Towarzystwo na Gawłowie ;-)
2 komentarze:
Miłego finiszu świątecznego życzę!
Wyklep koniska!
Dziękuję. I wzajemnie :-) O, już ja je POKLEPIĘ, rozbisurmanione dziady jedne!!! Kijem pomarańczowym, naturalnie ;-)))
Prześlij komentarz