Środa-czwartek znów wolne. I znów hajda na wieś (właściwie od 3 lat jest to jedyny cel mojego hajda, więc nawet nie powinnam się pucować w tym temacie, oczywista oczywistość... ;-) Pogoda w końcu się poprawiła, błoto błyskawicznie obeschło... Roboty huk; sprzątanie padoków (kuńskie odchody), szykowanie podłoża pod zagruzowywanie, zwożenie cegieł...
W weekend planujemy zmasowany atak roboczy, zapowiedziały się Dzieci z pomocą (żeby nie było: Dzieci to Egzemplarze Dorosłe, czyli Bebo Gośka + Narzeczony Bebo Gośki ;-) Żeby nie zapeszać, wcale nie napiszę, że przy okazji liczę na cudne foty z kuniami ;-) Może bym nawet na Fisia wlazła na momencik na tę okoliczność...?
Jazda na Siwce jedna, ale krótka, bo Siwe cuś jakby lekko znaczy. Chodzi jakby macająco, coś z prawą przednią nie tak; generalnie stara się omijać żwirki-kamyczki, co na Gawłowie łatwe nie jest ;-) W swoim czasie podczas jakiegoś wypłocha walnęła nożyskiem w krawędź betonowej płyty i poszedł jej kawałek kopyta, wewnętrzna ściana (mamy flary najprawdopodobniej żywieniowe - głupia ja - na trawkę bujną puszczam Siwca, bo Faworyta. Żeby jej było miło...), spiłowałam, zrasta sobie powolutku, ale lekka wyłupana deformacja jeszcze trochę potrwa... Przy okazji miałam okazję naocznie się przekonać, na żywym koniu, że faktycznie mamy w środku pustkę, oderwanie znaczy się... Dodatkowo mamy kopyta wypłaszczone jakieś, nie wiem, czy jednak nie wypadałoby żywej podeszwy podciąć...? Może jak zrosną flary się polepszy?
W zimie jest wporzo, ale w lecie robi się nam czasem z kopytami takie dziwne coś... Muszę zacząć dokumentować fotograficznie, opisywać... Może coś wydumam...
Wczoraj odrobaczanie (PARAMECTIN), konie na kwarantannie w podgrupach (Fisiu+Huc, dziadki, Siwka-Samotnica), żeby wydaliły, co trzeba, na mniejszej przestrzeni. Potem będzie gruntowne sprzątanie. Czyli zakupiony weekend mnie czeka ;-)
A, zapomniałam dodać, że nasza krótka jazda siwkowa miała miejsce w trakcie żniw rzepakowych. Sąsiad stawił się zbrojnie kombajnem, ciągnikami i pomniejszymi hałasującymi maszynami nieopodal, co postawiło naszą jazdę pod malutkim znakiem zapytania z powodu siwych predyspozycji do wpadania w panikę.
I oczywiście kolejna dla mnie siurpryza (never say never....): Siwe wprawdzie bystrze głowę zadarło, gębę rozdziawiło, ale na pierwszy mój sygnał od razu przestała się interesować pracami polowymi i uszy poszły na mnie. Taki koń. Nie mogę się nadziwić, jak można być tak zdyscyplinowanym zwierzakiem...!
I jeszcze jedna ciekawostka z ostatniego czasu: Siwe teraz bardziej ciągnie do ludzi, niż do koni!!!
Jakby ją ktoś zaczarował. Magicznie, Koleżanko Mentosowa... ;-)))
1 komentarz:
A łyżka na to "NIEMOŻLIWE!"
Prześlij komentarz