Sobota pod znakiem werkowania. Niedziela - dzień otwarty w Gawłowie, czyli kupa gości.
W sobotę poczułam wolę bożą; wzięłam narzędzia Oblubieńcowe (+ swój mały tarnik hobby DICK) i przytargałam Hucyka pod kasztanowca. Hucyk próbował na początku zwiać (czyżby nie wierzył w moje UMIEJĘTNOŚCI...??? ;-) szybko doszliśmy jednak do porozumienia (ekspresowe wybiórcze 7 zabaw, do zadyszki ;-) i mały stał jak aniołek, przywiązany do ziemi. Na warsztat poszły zadki. Obniżyłam kąty wsporowe (vel piętki), skróciłam pazurki. Nawet nieszczególnie się umęczyłam. Mały odszedł zadowolony, że przeżył ;-) a pod drzewo nadciągnęła Siwka. Jej też uwiesiłam się na zadach. Tutaj było trochę więcej roboty, bo Siwe wyłupało sobie szpetnie kawał kopyta, nawet się dziwiłam, że nie kuleje... Siwe jednakowoż twarde jest; przycięło się, przypiłowało i Siwka śmignęła objadać przed-bramię.
Siwe chodzi już tam samo, na przywołanie lub pokazanie paluchem, aliści woli, gdy kręcę się tam razem z nią. Gdy wracam na podwórko, Siwe za chwilę też wraca. Ostatnio biegiem. Tak się pilnuje. Planuję zrobić eksperyment i przejść się naszą polna drogą z Siwką luzem. Ciekawe, jak daleko zajdziemy ;-)
Już po siwych kopytach czułam się jak po pakowaniu na masę. A jeszcze mnie licho podkusiło wziąć Fiśka. Tu spodziewałam się porażki, bo Szamanisko zaraz się pewnie znudzi, zacznie grymasić, nogi wyrywać... A jeszcze przywiązany tylko do ziemi...? Da mi popalić, jak nic...!
A tu siurpryza. Fisiu ani razu nie próbował zabrać nogi...! Miotałam się z obcęgami, ręce mi więdły, bo ten to dopiero ma róg jak się patrzy...! Tarnik potem ledwo trzymałam w łapach. Całe szczęście, że konie łażą ostatnio po bagnie a i deszcz popadał i kopyty lekko zmiękły...! Ledwo dałam radę, ale jakoś poszło. Oczywiście tylko przody, bo do zadów chyba bym się nawet nie dowlokła ;-) 6 kopyt jednego dnia - mój życiowy rekord :-) W niedzielę - zakwas totalny. Wolę sobie nie wyobrażać, co by było, gdybym nie pakowała na siłowni regularnie ;-)
I teraz oczywiście jest postanowienie - co tydzień trenujemy z narzędziami :-)
W niedzielę najazd gości-psiarzy. Buła oszalała, bo wśród gości znalazł się m.in. jej hodowca :-) Co psy wyczyniały, lepiej nawet nie wspominać; wystarczy, że napomknę, że w trakcie wizyty mieliśmy potężną burzę-gradobicie, po której psy popisywały się zapasami w błocie :-)
Konie przyjęły gości chętnie, Siwe tylko poprosiło, żeby ją (pasącą się na podwórku) do koni wpuścić, ale na padoku ludźmi się interesowała, podchodziła, sterczała z błogą miną. Dzielny zwierzak zważywszy, że kiedyś wiała na widok obcych (a już mężczyzn - w szczególności).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz