Odwołuję smętnego newsa: hucyk zostaje!! Znalazł Nowego Właściciela, który Małego Kosmatego Dziada zostawia u nas :-) Oto będę dalej Małym Kosmatym Dziadem swobodnie dysponować, aczkolwiek już nie jako właścicielka ;-) A Nowy Właściciel pobierał będzie na Małym Kosmatym Dziadzie lekcje western ridingu :-) Ach, cieszę się BARDZO :-))))) Już mieliśmy smęt, że Mały odjedzie w siną dal...
Mały Kosmaty Dziad też się chyba ucieszył, bo ostatnio chodził osowiały jakiś (czuł coś...??), i z tej radości pobił się wczoraj wieczorem z Szamanem...! Tak solidnie, ze wspinaniem się, okładaniem kopytami, kłapaniem zębami i ryczeniem. O mało po mnie nie przelecieli...! Nawrzeszczałam i palnęłam obu gumową miską-żłobem, całkiem naturalnie ;-) Od razu się uspokoili. Siwe obserwowało scenkę uważnie (o ile dało się przy latarce-czołówce zauważyć ;-) jeść w każdym bądź razie przestała) a zaraz po incydencie podeszło do mnie i karnie stanęło obok z opuszczoną głową. Znaczy się, że co...? Ma coś na sumieniu w materii bójek...? ;-))
Potem, już na spokojnie, musieli (gupie wałachi) wysłuchać pogadanki na temat, jak to nie wolno się bić w pobliżu człowieka...
Z jeździectwa i testowania bosala wyszła jedna wielka dupa (pardon kulturalniejszych czytelników ;-) W XXI wieku pokonał nas czynnik tak przyziemny, jak warunki atmosferyczne. Albo lało, albo wiało, albo lało i wiało na raz. Pal sześć wiatr, na bez-stajennych w ogóle wrażenia nie robi, ale opad to już inna para kaloszy... Do tego wszechogarniająca odwilż...
W sobotę rano obudziłam się zszokowana: zniknął śnieg. Dookoła szaro-buro-zielono. Błoto jeszcze nie najtragiczniejsze, bo pod spodem ziemia zmrożona, ale końskie kupy wyłoniły się spod zeszłego śniegu w pełnej krasie...
Rozpoczęłam nierówną walkę z odchodami... Jak Boga kocham... Od tej strony nienawidzę chowu bezstajennego... ;-) Ach, pozamykać toto wszystko w małych ciasnych miejscach... Niech sterczą w więzieniach-izolatkach i kitrają pod siebie... Sprzątanie byłoby pikusiem... a tak...
No to sobie pomarzyłam... :-) Walkę póki co przegrałam. Zdecydowanie najgorszą są obesrane żwirki-kamyczki. Ale nic to. Część kup udało mi się usunąć, teraz modlę się o suszę (chyba mało skutecznie, bo jakoś nie nadchodzi... ;-) Jak toto wyschnie, to się po prostu zmiecie...
A w sobotę wieczorem, grzejąc się przy kozie, ćwiczyłam wiązanie mekate na bosalu... Kolejna cholera... Na żeglarza to ja bym się nie nadawała... Wszystkie moje węzły, wiązania i mocowania są do dupy... (co ja taka obsceniczna w pisowni ostatnio...!!??)
A Panu Podkowie wysłałam fotki na Siwce w celu zaistnienia w galerii klientów. Póki co z wodzami PODKOWA DARK wersja WEST (owe wodze z dedykacją EDCE - DYSKRYMINATOR ;-)
2 komentarze:
Cudnie że zostaje!
Pytałaś co u nas - Holda kontuzjowana i od tygodnia na padok nie chodzi. Więc nie bardzo mam czym się chwalić:( A kucyk kibluje wraz z nią przymusowo.
Buzi dla Holdy :-)
Też się cieszę, że Mały zostaje... Brakowałoby mi jego wiecznie naburmuszonej miny...
Prześlij komentarz