...wpadło się pod wieczór na wieś. Konie w humorach doskonałych, zrobiły włam na łąkę nadrzeczną, odrastającą. Któryś (zapewne Fisiu ;-) musiał się poświęcić i ściągnąć taśmę ze słupków, bo zalegała na ziemi. Ze śladów wynika, że bez walki z prądem się nie obyło: ziemia lekko zryta wokoło ;-) Całe stado uśmiechnięte, opychające się trawą. A, miejcie, dziady. Otworzyłam im tę łąkę na stałe. Niech żrą i tyją, bo zima nadciąga wielkimi krokami; myszy pchają się do chałupy na umór :-)
Siwka zaczęła mnie ostatnio zaczepiać, pierwsze symptomy zauważyłam w ostatni weekend, chyba cierpi na brak zajęcia ;-) Wczoraj też mnie nachodziła, ale gdy poświęciłam jej chwilę uwagi, zaraz dostałam trąc nosem w plecy od Szamana a ja to co?? miziaj mnie!! (trąc był dość delikatny, jak na Fisiowca; cóż za nagły wzrost szacunku! zdaje się, że to pokłosie sobotniego trenowania ;-)
W weekend czeka mnie rewizja padokowych ogrodzeń przed zimą - coś tam powymienić, coś tam powkopywać, coś tam poumacniać. Mam nadzieję, że nie będę się z tym babrać przez 2 dni, bo mam ambicje jeździeckie (wiem, nie powinnam o tym w ogóle pisać, bo znowu zrobię z gęby cholewę ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz