Fisiek wczoraj dostał drugi zastrzyk przeciwzapalny, akuratnie nadjechałam chwilę po tym incydencie. Gruby doczłapał się do mnie całkiem ochoczo, w stępie kulawizny w ogóle na pierwszy rzut oka nie dostrzegłam... Po jakimś czasie postanowiłam podać suplement, konie na drugim padoku, hen za wewnętrznym kręgiem (zaimplementowałam pomysł z koncepcji PADOCK PARADISE: wybieg wewnątrz wybiegu, żeby konie musiały więcej wędrować). Nieopatrznie (głupia ja) zagwizdałam, Fisiu kwiknął, wykonał roll-back i przygrzał do mnie galopem! Dawałam mu z daleka rozpaczliwe znaki, żeby gad zwolnił, bo przecież chory, chromy, kulawy, olaboga, ale gdzie tam! wyhamował dopiero tuż przed moim nosem. Wzięłam kulawca na sznurek i pod stajnię, podać glukozaminę+chondroitynę+MSM+dodatki witaminowe, czyli Syrop Cartilage Officinali. Pożarł porcję granulatu skropionego preparatem, nawet nie miauknął, że nowy smak i zapach (a nowych smaków i zapachów Fiś nie lubi i na nowe smaki i zapachy zawsze grymasi...). Zerkał za to co i raz za siebie, w stronę koni, czy są i czy widzą, że ON DOSTAŁ treściwe a ONE NIE (znaczy zdecydowanie wraca do normy ;-) Potem zabrałam kolegę za bramę na koszenie gębą trawy i przy okazji budowanie większej pewności siebie, bo kolega jest fafarafa w swoim obeznanym środowisku; jak się go gdzie indziej zaprowadzi, cykorzy bardziej od Siwki (mimo, że bije mniej piany, bo temperamentu flegmiastego). Długo się nie paśliśmy, bo KOMARY (te pomarańczowe) chmarą nad nami krążyły i dziabały... O ile Fiś to może i z komarami jest blisko obeznany, to ja niekoniecznie życzę sobie się z nimi obeznawać, więc odprowadziłam kolegę do koni. Opierał się jak mógł, ale w końcu uległ i dał się wepchnąć (za tyłek!) na padok. Wystarczyła jednak chwila mojej nieuwagi (prąd niepodłączony, dolna sprężyna niezamknięta) i Fisiu z gracją baletnicy wcale-nie-kulawej myknął pod taśmą pastuchową i powędrował na łąkę. Sam. Znaczy, zdrowy jak byk (przynajmniej na umyśle jest w 100% formie, skoro kombinuje :-)
Siwe urządziło brawerie, że jak to?? nie dość, że treściwe dostał pokątnie, to jeszcze na trawę sobie polazł??? i przyznając jej rację, musiałam wszystkie konie na łąkę puścić... Łaziły do samej ciemności (po 22.00) a i wtedy miałam problem, żeby je zgonić z powrotem za stodołę... Tak fajnie było brodzić w trawie do połowy grubaśnych brzuchów...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz