Hucek i Siwka.
Miłość na padoku kwitnie. Jedynie czas rozrzucania siana zakłóca sielankę i Siwe hucka odpędza. Poza tym podłazi do niego, maślane oczy robi, trąca go noskiem w słabiznę... Aż się mdło robi od patrzenia ;-) Hucek się mobilizuje, łapie zapach, wargą górną wykręca, podryguje, rży-chrumka jak prosiak, coś tam usiłuje wyczyniać... Siwe niby kwiczy i wierzga, ale tak tylko, dla fasonu... Reszta wałachów udaje, że nie widzi, co się wyrabia. Mam nadzieję, że to się wkrótce zakończy, bo dość mam słuchania miłosnych ryków zza stodoły ;-)
W sobotę upodliłyśmy się z dziecięciem przy korowaniu i przenoszeniu desek oraz transportowaniu siana ze stajni do stodoły, bliżej padoku. Ledwo miałam pod wieczór siłę poleźć po siodło... Najpierw zarządziłam grupowe galopy, bo towarzystwo nic tylko by brzuchy pasło. Żadnych przebieżek z własnej woli, żadnej większej auto-aktywności... Zwierzaki bardzo szybko ustaliły sobie zastęp (Fisiek ustawił się na czołowego) i dawaj latać dookoła gęsiego, jeden za drugim. Stanęłam na środku okrągłego wybiegu z stamtąd dyrygowałam a towarzystwo latało dookoła, na zewnątrz. Całkiem ochoczo. Tylko na początku były próby dekowania się w narożnikach, potem się zwierzyniec rozbujał. Były nawet skoki przez leżące pnie drzew, których na padoku dostatek.
Kondycji to kolesiostwo za bardzo nie ma; było sapanie, wyparskiwanie się, ocieranie potu z czoła...
Potem wzięłam się za siodłanie. Tym razem innym siodłem niż zazwyczaj, bez-hornową krótką westówką z zaokrągloną spódniczką (niby-rajdową z definicji, ale według mnie bardziej pasująca do szybkościówek - barell racingu czy pool-bendingu...) Na pierwszy ogień poszedł Romeo-hucek. Siodło wnikliwie obniuchał, liznął, zębem skrobnął. Przy zapinaniu popręgu próbował się kręcić, ale szybko zrezygnował po małej reprymendzie. Fakt, trochę się miotałam z dopasowaniem latigo, bo popręg 34 cale okazał się dla hucka zdecydowanie za długi przy tym siodle i musiałam pokombinować, coby nie zachodził na poły... Ale bez przesady. Jakoś szczególnie hucka nie męczyłam tym dopasowywaniem, więc żadnych powodów do wiercenia się nia miał... On tak czasem sobie lubi sprawdzić, kto klockami u nas zarządza ;-)
W końcu załadowałam się na siodło (znowu tylko na kantarku z jedną liną), które okazało się makabrycznie śliskie. Muszę wymodzić jakąś baranicę na siedzisko, bo jakby tak zwierzak zapodał jakąś gwałtowniejszą figurę, ani chybi gleba ;-)
Potem została osiodłana Julia-Siwka (hucka musiałam od nas odegnać, bo podłaził i znacząco pochrumkiwał); nowe siodło nie zrobiło na niej większego wrażenia, może dlatego, że zalatywało huckiem ;-) Oczywiście żadnych rewelacji jeździeckich w wykonaniu naszego duetu jak zwykle nie było ;-) Potem umyśliłam wsiąść na Siwe na oklep. I już prawie siedziałam, ale Siwe zaczęło kwasić, że jesteśmy obie zbyt kościste na takie przygody. Fakt. Zdecydowanie wygodniej w siodle. Co innego Fisiek albo hucek. U tych człowiek na poduszce tłuszczowej by zasiadł...
W niedzielę replay ze stadnych galopów, do niczego innego nie miałam pary w kościach... Bo znów od rana korowałam deski... A jeszcze z 1/3 została do zrobienia... Coś czuję, że weekend majowy mam zagospodarowany ;-) Całe szczęście, że po 3. maja mam cały tydzień wolnego :-)))))
Fisiek znów latał jako czołowy; całkiem zgrabnie mu to idzie, prowadzić zastęp... Wykrok ma piękny, długi, nawet gdy galopuje pięknym skróconym galopem, zastęp nie musi drobić i kombinować, jak tu zadany chód utrzymywać... Niko jedynie, z-wolna-tyjący chudziak-węgorek, usiłuje walić kłusem wyciągniętym, ale zaraz zostaje pouczony i dostosowuje chód do reszty...
Późnym popołudniem zabrałam Faworyzowaną Siwkę-Ulubienicę na podwórko, trawę kosić. Pierwszy raz puściłam dziką luzem, z dala od koni. Usiadłam sobie na pieńku i patrzyłam, co będzie. Siwe jadło łapczywie, czasem głowę podrywało, gdy hucek ryczał za stodołą, czasem podchodziło do bramki, ale na zdalne BACK-BACK-BACK grzecznie wycofywała i wracała do konsumpcji :-) Znaczy się, cholera, lider jestem dla dzikiej, jak nic :-))
A tak w ogóle to była kolejna mała sesja zdjęciowa; tym razem z Fiśkiem na leżąco. Jeszcze tylko z huckiem leżakującym fotki i byłby komplet. Ale mała gadzina nie daje do siebie podchodzić, gdy leży. Dziki jaki! A ja gadam na Siwkę ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz