"Pracuj nad sobą a z koniem się baw" Pat Parelli

poniedziałek, 25 stycznia 2010

Predatory

...Fisiek reprymendy za ogrodzenie nie dostał, bo po primo drągi na oko tkwią na swoich miejscach, czyli na słupkach nośnych a po secudno Oblubieniec przyznał, że mutant upatrzył sobie jeden drąg i go z upodobaniem ze słupka zdejmował :-) Ja jednakowoż nie zauważyłam, by Fisiek przejawiał jakiekolwiek zainteresowanie ogrodzeniem. Ale może to rozrywka na dni powszednie... Zobaczymy, co będzie w tym tygodniu...

W sobotę okazało się, że to, co Zbyn opowiada o psich wyczynach, to tylko wierzchołek góry lodowej... Chodzi o psie wyczyny w końskim aspekcie, oczywiście. Psy i konie uznają się wzajemnie za potwory. To tak generalnie. Oczywiście bywają odstępstwa od tego aksjomatu, jak chociażby wczoraj wieczorem: wspólny wypas w boksie tandemu Siwka & Gliśka. Siwka wypasała się na sianie a Gliśka na... siwych odchodach. Wypas był bezkolizyjny, panie na siebie zerknęły ze 2 razy, Siwe mruknęło z akceptacją i Glizda w boksie spokojnie żerowała (w okolicach siwego zadu, nota bene). Gdy Siwe nie życzy sobie bliższych kontaktów z psią (nie lubi np. całusków zimnym nosem w ganasz, gdy pije z wiaderka) robi głową węża i psia już wie, że lepiej zaprzestać ;-)

W sobotę zapałałam kole południa chęcią poganiania się z koniami. Zaczynamy wariować, Siwe już kłusuje z ogonem na modłę arabską, Fisiek pokwikuje radośnie wywijając głową a tu nagle ze stodoły, przez uchylone padokowe wrota zastawione tyłem od furmanki (takie niby-zasieki na psy), wypadają po kolei kanarki. Za chwilę dołącza Glizdka, jako że koślawa nie-skoczna, przylatuje na około przez podwórko... I dawaj całą gromadą pomagać, czyli ścigać stado! Konie błyskawicznie oceniły, kto tu jest bardziej predatorowaty (oczywiście na tle psów wypadłam bladawo z kawałkiem gałęzi kasztanowca w dłoni... a gdzie kły? a gdzie pazury...?) i dawaj wiać gęsiego na sąsiedni padok! Psy zastosowały manewr okalający a Bobuś, mój malutki Bobuś (a de facto żaden tam Bobuś, tylko Quentin Avangarda, Samiec-Przywódca) wykonał w trakcie pościgu skok na Fiśkowy zad (Panowie mają na pieńku i od dawna toczą boje, kto kogo). Skok na modłę lwa, z paszczą rozdziawioną w kierunku Fisiowej słabizny. Fiś jakoś szczególnie się nie przejął. Odskoczył błyskawicznie, adekwatnym półdupkiem zwieńczonym kopytem w Bobusia wierzgnął i zwiał. Z boku jednakowoż przyatakowały go Fućka-Matka i Monka-Córka a z tyłu za pęcinę próbowała skubnąć Glizda. Fisiek się zeźlił, wykonał efektowny roll-back i przeszedł do kontrataku. Suki rozpierzchły się błyskawicznie na wszystkie strony, przekierowały swoją uwagę i ruszyły na małego hucka. Ten jednak, znany już wszystkim naszym zwierzakom, gawłowski zabijaka, tylko głowę w locie w kierunku suk obniżył i zrobił tak ohydną minę, że suki wymiękły i momentalnie odstąpiły od pościgu.
W międzyczasie Siwka tak się rozbuchała, że zaczęła walić zadem w locie, niby się opędzając od atakujących, choć nikt jej nie ścigał. Wszyscy wiedzą, że wariatka ;-) W pewnym momencie zaczęła ćwiczyć pół-piruety, roll-backi, sliding stopy i czynić przymiarki do odskoku celem przeskoczenia na dużą łąkę. Istne pomieszanie stylów i dyscyplin jeździeckich. Obserwując jej wyczyny naprawdę trudno zdecydować, do jakich dyscyplin to stworzenie ma większe predyspozycje... Bo we wszystkim, co wyczynia jest naprawdę dobra...
Postanowiłam sprawdzić, jak stan rozbuchania wpływa na siwe posłuszeństwo i zagwizdałam. Siwe natychmiast skierowało na mnie wzrok i przygnało do mnie biegiem. Za co oczywiście zainkasowała ciasteczko. Ze 2 razy głośno wypuściła nosem powietrze, obserwowała okolicę pusząc się i nadymając, cały czas gotowa do odlotu.
Uznałam, że psy dostatecznie się już wykazały i wygnałam je z padoku na podwórko. Kombinowały, jak mogły, żeby zostać, byłam jednak nieugięta... Trochę mnie to nieugięcie kosztowało wysiłku, bo psy nieodmiennie uważają mnie za osobnika numer 2* w hierarchii naszego domowego ludzko-psiego stada i za każdym razem rozważają w duchu: posłuchać jej, czy nie posłuchać? oto jest pytanie...

*Numer Jeden to oczywiście Oblubieniec, na użytek psów zwany Panusiem (wystarczy, że powiem Panuś jedzie a psy już ujadają ze szczęścia jak byle kundle ;-)

Cwane konie, gdy tylko zoczyły, że wyganiam psy, momentalnie ustawiły się gęsiego, gotowe do powrotu na swój ulubiony pierwszy padok, czyli na zastodole. A gdy za psami zamknęła się furtka, Fisiek przygnał do mnie galopem... Ale jesteś odważna... 4 psy naraz pogonić, hohoho... po czym przeszedł do meritum: Daj ciasteczko...! widziałem, że masz... o, w tej kieszonce... ;-)

W stajni dokonaliśmy małej rewolucji i zrobiliśmy z biegalni 2 boksy; tak oto kolesie Niko i hucek zostali rozdzieleni. Teraz, gdy Panowie chcą sobie odebrać żarcie albo nie dopuścić się do wiaderka z wodą, mogą się co najwyżej cmoknąć przez deski ;-) Hucek wygląda na bardzo niezadowolonego, że nie ma się z kim wieczorem nawalać i w ramach rozładowania frustracji użarł (niegroźnie, raczej skubnął) Gliśkę, która akuratnie przechodziła nieopodal...
Hucek
w ogóle jest niezłe zioło; lider to ja dla niego nie jestem, o co to, to nie... Bawić się? chętnie, chętnie (jest ciasteczko...?)... Ale żeby wzrokiem za mną wodzić z szacunkiem jak Siwka albo i Fisiek... (który udaje twardziela, ale w rzeczywistości jest grzeczny i wie, że lepiej dla niego, gdy nie nastręcza porażek pedagogicznych ... ;-) ...to mowy nie ma...
A jeszcze jak zobaczyłam, jakie cudne minki robi ten hucek jeden do Oblubieńca... Normalnie wygląda wtedy jak Nermal, śliczny kotek...
(jak kto nie wie, jak wygląda śliczny kotek, niech spoglądnie na mojego fotobloga. Albo poogląda przygody Garfielda... tam Nermal od czasu do czasu uroczo trzepie rzęskami)

Ach, zapomniałam o sztandarowym wyczynie Siwki podczas wariacji z psami: skoku przez nasz mega-podest z wielgachnych opon traktorowych... faza lotu wynosiła z 5 m. Skoczyła sobie z wdziękiem na chybił-trafił, bez szczególnego przygotowywania się, bez przyglądania się, przez co skacze i w jakim miejscu... I wypadł jej skok w najszerszym miejscu podestu, czyli przez 2 opony... I żeby jeszcze się potknęła, przeraziła swego czynu będąc już w powietrzu... Nic. Wylądowała elegancko w głębokim kopnym śniegu i zadowolona pogalopowała dalej... Taka jest, Siwa Bestia :-)

Brak komentarzy: