Tak. Przyjechał. W sobotę przed południem. Ładniusi, szlachetny, rasowy (angloarabek). Wydarł się, gdy podjeżdżał, nasi wrzasnęli, zostawili siano i wszyscy przygnali do ogrodzenia oglądać nadjeżdżającą przyczepę. Ładniusi wydobył się na światło dzienne, potoczył wzrokiem dookoła, przyjrzał się naszym i dość szybko zaczął konsumować sienną łąkę. Znaczy luzak ;-)
Na podwórku walnął tylko jednego wypłocha, gdy poderwało folię na cemencie i skapitulował. Zdaje się, że przytłoczył go nadmiar straszliwych bodźców, bo potem już tylko gałował, bez podskakiwania. Czyli nasze metody zalania konia płoszącymi bodźcami (m.in. kupa fruwających folii, pozawieszanych gdzie się da) są skuteczną metodą odwrażliwiającą. Skoro dzikie Siwe przeżyło i nie zwraca na to wszystko uwagi, to każdy koń przywyknie :-)
Nowy poszedł na padok za stodołę, z placem zabaw, nasi zostali na swojej łące. Było wystawanie w narożniku i przyglądanie się sobie nawzajem. Nasi (cała trójca) zbici w gromadkę. Po jakimś czasie otworzyłam naszym sąsiednią łąkę, przylegającą do zastodola. Zaraz podygały do miejsca, gdzie można się niuchać przez drągi. Pogulgotały, pokwikały i poleciały na suche badyle. Nowy trochę skubał sianko, ale więcej czasu spędzał na obserwowaniu Siwego... Siwe też zerkało, czasem podchodziło do ogrodzenia i się nowemu przypatrywało... Czyżby się kluła jakaś miłość...?
Sprawa wyjaśniła się dość szybko, gdy przyłapałam po jakimś czasie Siwe, jak stając dęba nad drągami słała boksy przednią nogą w nowego kwicząc jak opętana. Czyli jednak nie miłość, póki co ;-)
W niedzielę nowy paradował już za stodołą z huckiem, czyli ma już swoje mini-stado. Hucek interesował się głównie rozrzuconym na padoku sianem, choć od czasu do czasu do siebie podchodziły, ostrożnie, sprawdzając kto zacz... Były też próby przepychania się nosami, wsteczne ustawianki zadkami i prowokacyjne podskubywanie przez hucka słabizn nowego, na które ten nie reagował... I tylko ten żałosny wzrok Fiśka skierowany na hucka... Ta zawiedziona mina... Zabrali mu chłopca do zabawy...
Przybycie Nika spowodowało w Gawłowie rewolucję mieszkaniową. Nowy wylądował w huckowym boksie, hucek nocował najpierw na korytarzu (drzwi stajni otwarte na oścież, żeby mógł włazić-wyłazić) a potem pod stajnią (zamkniętą). Nie wygląda na szczególnie niezadowolonego, ale pierwszego wieczoru kłapnął w moją stronę zębami, gdy poszłam do koni z wizytą po 22.00. Czyli coś tam sobie niefajnego na mój temat wymyślił (oczywiście ma przyobiecane naturalne dokręcanie śruby; jego szczęście, że przez intensyfikację prac budowlanych nie mam czasu ;-) Ale może chodziło tylko o to, że go obudziłam. Bo ewidentnie drzemał pod stajnią...
W weekend odwiedziła nas też Koleżanka Kelly z Małżonkiem i szczeniakiem bernardyńskim, z którym nasza Monka wyczyniała szaleńcze szaleństwa :-)
...powyżej akuratnie Bobuś w akcji...
Jakoś tak ostatnio zaludniło się u nas parellistami, naturalnie ;-)
Że nie wspomnę o Koleżance Aśce od Morsa (znanej w pewnych kręgach jako Asia_Western), która nocowała u nas na okoliczność szkolenia westowego, w którym brała udział, a które odbywało się nieopodal...
Koniom się oczywiście zabawowo/treningowo upiekło, ale nie wyglądały na nieszczęśliwe i nawet nieszczególnie za mną wodziły wzrokiem, bo miały nowego kolesia do obserwowania...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz