"Pracuj nad sobą a z koniem się baw" Pat Parelli

poniedziałek, 5 października 2009

Mówię "po końsku"

...udowodniłam to (sobie i koniom) w niedzielę. Oczywiście już wcześniej miałam podejrzenia, że gadamy ze zrozumieniem, ale dopiero w niedzielę zobaczyłam to w całej okazałości.
Z okazji porządków z sianem, zawiozłam naszym na padok rozwaloną kostkę. Na taczce. Nasi oczywiście widząc mnie na horyzoncie, przygnali biegiem z drugiego końca łąki. Nawet gwizdać nie musiałam. I od razu, z pominięciem gry wstępnej (ą, ę, czy można...? a może by tak...) z gębami rozdziawionymi do konsumpcji... Przyjęłam postawę bojową: napuchłam i powiększyłam się o jakieś 30 cm., co już samo w sobie spowodowało, że konie przystopowały, lekko zaniepokojone moją przemianą. Przeszłam do dalszych agresywnych czynności, czyli: pokazałam Siwce zadek (a konkretnie uniesioną zadnią nogę) i kwiknęłam ostrzegawczo a w przypadku Szamana posunęłam się o krok dalej: zaszarżowałam na niego zadem (również z kwikiem)! O Ludzie, ja gadam po końsku!!! Ja gadam!! Siwe błyskawicznie odskoczyło 2 m. a Fisiek wykonał w miejscu pół-piruet (a nie mówiłam, że ma predyspozycje do dresażu...?) i zwiał galopem do Siwki! I grzecznie czekały, aż rozrzucę siano... I miny jakie miały... Ty, ona nawija po naszemu...! No, kawał z niej lidera! (gęby prawie rozdziawione ;-)
Siwe nawet po rozrzuceniu siana zerkało na mnie z należytą dozą szacunku...
I tylko dobrze, że sąsiedzi hen, daleko, za krzakami mieszkają ;-)

A w sobotę Siwe urządziło scenę... ale jaką!
Znów na wioskę pojechało ze mną potomstwo + Ewka, koleżanka potomstwa, bo w planach były porządki z sianem (przetransportowanie jednej ze stert ze skraju łąki do stodoły - żmudne, upierdliwe, męczące... a dziewczęta sportowe: jurne i młode, wypoczęte mieszkaniem w mieście... pokłady energii i taniej siły roboczej ;-)
Po sianie wzięłyśmy się za ustawianie padoku z pastucha, co go nam Oblubieniec obalił, organizując potężne szczątki drzew jako obwarowanie łąki (sąsiad wycinał stare ogromne drzewa i przywiózł nam pieńki z korzeniami. Potężne, rosochate... leży toto wzdłuż końskiej łąki i robi za zasieki).
Siwe, gdy tylko widzi mnie ze słupkami białymi, od razu dyga do ogrodzenia, bo spodziewa się przeprowadzki na nowy soczysty padok. Tak było i teraz: najpierw Siwe, potem Fisiek stanęli grzecznie, w gotowości, przy bramce padokowej, czekając na jej otwarcie. A tu nici. Ludzie babrzą się w splątanych taśmach-linkach-słupkach i NIE OT-WIE-RA-JĄ!!!! NIE PU-SZCZA-JĄ!!! Siwe, modelowy egzemplarz końskiego ADHD, najpierw zaczęło stępować wzdłuż ogrodzenia. W prawo, w lewo. W prawo, w lewo. Nie pomogło, NIE PU-SZCZA-JĄ!! Zaczęła latać kłusem (latać, nie kłusować, bo przebierała nogami jak mały robak). W końcu nie zdzierżyła i zaczęły się szaleńcze galopy. Wybuch siwej ekspresji nawet Fiśka zadziwił, nie mówiąc już o oniemiałych huckach: wszyscy (łącznie z nami-ludziami) porzuciliśmy wykonywane czynnościami, przyglądając się wyczynom wkurzonego Siwego. Siwe galopowało wściekle, nieznacznie tylko zwalniając na łukach i wyraźnie dodając na prostych, przeskakując nierówności terenu potężnymi susami. Do tego co foule walenie z zadu, poskręcane wyskoki w górę i trzepanie głową. Może i pokwiki pod nosem, bo coś tam gulgotała, ale tak wiało, że ledwo było słychać... Co i raz hamowała gwałtownie przyczajając się do skoku przez pastucha. Ja wtedy darłam się EJ!!! i Siwe złe jak diabli odbiegało od ogrodzenia, wywijając wściekle głową na boki i kuląc nie-wiadomo-do-kogo uszy... Gośka-potomstwo mruknęła z lekką grozą w głosie I ja na niej siedziałam...! ale zaraz się zreflektowała i dodała ...i 3 razy spadłam... :-) Siwe latało tak dobre 5 minut nie zwalniając (maszyna do biegania... ależ ona ma folblucią technikę ruchu... prawdziwa wyścigówka...), bez zadyszki nawet. W końcu na którymś łuku elegancko się wyglebiła, z wdziękiem i gracją (na co zresztą jej imię wskazuje - Bella Gracja ;-) Podniosła się i zaraz pokłusowała dalej, ale o niebo wolniej, zatrzepała głową do Szamana i stanęła. Nie to nie. Poparskała i poszła obrażona w drugi koniec łąki :-)

 photo DSC02251_zpsf36addfb.jpg

 photo DSC02256_zps04dbc5ff.jpg

 photo DSC02240_zps2cebd07a.jpg

2 komentarze:

Unknown pisze...

Hehe, fajnie, że gadasz po końsku :) Czasem faktycznie lepiej, jak inni ludzie nie patrzą, to człowiek nie ma zahamowań :P

edka pisze...

Mnie obecność ludzi raczej nie hamuje... Ale faktycznie kwiczeć i wierzgać własnym "zadem" lepiej bez świadków ;-)