...nie chciało mi się na wsi notatek robić w weekend i teraz nie wiem, o czym tu pisać ;-)
A Wierni Czytelnicy chcieliby zapewne wiedzeć, co w Gawłowie piszczy... (głównie myszy piszczą w stajni, bezczelne, ganiają się i wrzeszczą na moich oczach... I piszczał jakiś czarny stwór, ni-to-kret, ni-to szczur, gdy go Bobek gonił... ale nie dogonił, bo wrzasnęłam, Bobek się zawahał i stwór uciekł do dziury pod gankiem...)
Generalnie jest tak: błoto, błoto, błoto; plac zabaw zatopiony, okrąglak zatopiony, konie przerzucone na stałe na dużą łąkę. Łażą, żrą i tyją. Wczoraj jedno dęba było o poranku (Siwe na Szamana, Szaman na Siwe) - ot i cała aktywność.
Plan na weekend był ambitny: robić coś końskiego (może pojeździć nawet...?) wpadłam między innymi na genialny pomysł 7 zabaw w rytm muzyki (a co, taki naturalny kadryl ;-)
I kolejny genialny pomysł: zacząć szkolenie pod tytułem FISIEK - KOŃ POLICYJNY (mam fazę na militaria i na Fiśka akuratnie padło... ma prezencję, skubaniec... Gdybym tylko miała wolne fundusze, już by paradował w moro ;-)
Skończyło się oczywiście na niczym...
Konie już się chyba nie biją, bo nowych obrażeń nie zarejestrowałam, jedynie zeszłotygodniowe wyłysienia... Nie znaczy, że się miłują; zwłaszcza przy rozrzucania siana na padoku dochodzi do scen dantejskich, walczy każdy z każdym, nawet nasi wzajemnie się przeganiają... Mnie jeno żaden nie śmie tknąć ;-) Wprawdzie Szaman trochę kombinuje, jakby mnie tu podejść od zadu strony, ale trzyma się na słuszną odległość około 3m. a generalnie byle dalej od mojej kick zone ;-) Siwka obkłusowuje mnie wedle patternu opadający liść a hucek stoi grzecznie z 10 m. od całego incydentu i czeka, aż skończę rzucać siano tu i ówdzie :-)
Wedle zaleceń Oblubieńca na kolację moczony owies (30-45 min. moczenia przed podaniem). Że podobno to najlepsza postać skarmiania. Koniom, odniosłam wrażenie, wszystko jedno. Byle szybciej podać ;-)
Remont stodoły jakoś nie rusza... Fatum czy co? Przyjmijmy wersję mniej nadprzyrodzoną: pogoda do bani.
Projekt stajni zrobiony. Własnoręcznie obmierzony i wyrysowany. Zdecydowałam się jednak na 2 boksy, nie 3. Nie ma co przesadzać. Zamiast trzeciego boksu można zrobić np. psie stanowisko w nowej stajni... Psy bardzo chętnie dekują się w sianie i wieczorem trudno je wygnać, gdy sprowadzam konie... Ostatnio całą rodziną rozwaliły się w boksie hucka, na jego kolacji ;-) A Fućka bardzo lubi polegiwać u Siwki, pod wiaderkiem z wodą... Nawet towarzystwo właścicielki boksu nieszczególnie jej przeszkadza... Czego z kolei nie można powiedzieć o Siwce, która robi do Fućki wypraszające z boksu miny ;-)
A teraz o liderowaniu na odległość: w niedzielę rano smarowanie Fiśkowych pęcin anty-parszywcem na grudę. Konie lekko zniecierpliwione: no wypuszczasz???? czego się guzdrasz??? Siwe zaczęło grzebać nogą zapamiętale (tej głupoty nauczył wszystkich hucek Wigi zanim odjechał). EJ! nie pomogło a że nie chciało mi się wyłazić z szamańskiego boksu (zamykamy się z Fiśkiem, bo inaczej ten wyparadowuje mi podstępnie na korytarz ;-) złapałam co tam było pod ręką (napatoczyła się plastikowa szczotka-jeżyk-iglak) i rzuciłam w stronę Siwki. Nie żeby przydzwonić wariatce, ale w celach pouczająco-dydaktycznych. Iglak przeleciał zgrabnym łukiem przed nosem hucka Myszka (hucek wrzasnął ze strachu) i wylądował tuż przed Siwką. Siwe ze zdziwienia prawie rozdziawiło gębę Oooo, ale ma zasięg... Z drugiego końca stajni potrafi interweniować...! O dalszym grzebaniu oczywiście mowy nie było :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz