Sprowokowana dyskusją na forum SPNH na temat zachowania koni przy karmieniu, zaczęłam z premedytacją testować, jak to jest u nas… W piątek wieczorem przy okazji podawania treściwej kolacji odesłałam Szamana na drugi koniec boksu. Kolega zaproponował, że pójdzie wzdłuż chodem bocznym. A proszę bardzo, może być boczkiem-boczkiem. Oczywiście, gdy tylko odwróciłam się do niego tyłem, żeby wysypać zawartość wiaderka w siano, próbował przydryfować z powrotem. Podniosłam rękę w stylu ni to blok na odległość, ni to popukanie powietrza. Wrócił pokornie pod przeciwległą ścianę. Znaczy dobrze jest. Chyba przypomniała mu się komenda ŚCIANA! naszego pensjonatowego Pana Marka. Na komendę ŚCIANA! wszystkie konie stawały w stajni na baczność, na najdalszej ścianie od wejścia do boksu. I wtedy Pan Marek wkraczał i podawał posiłek… Chyba wolę nie wiedzieć, jak wyuczył menażerię, w większości lewopółkulową... ;-)
W sobotę rano replay, Szaman trochę gorszy (w nocy przemyślał chyba, że jest za miętki…) – musiałam być trochę bardziej stanowcza a z braku carrota zrobiłam mu driving uniesionym wiaderkiem (!). Trochę się zdziwił, ale uznał, że widać można i tak … zadziałało. Odszedł kręcąc nosem pod przeciwległą ścianę.
Za stodołę na kantarku (trauma po-ucieczkowa doszła u mnie do głosu). Uchyliłam boks Siwkowy, poszłam Szamana sznurkować. Siwe nosem drzwiczki swoje otworzyło na oścież, stoi, patrzy, myśli… w końcu wyszła. Majestatycznie przeparadowała koło nas i poszła na podwórko. Cień myśli przemknął mi przez głowę, że trzeba wzmóc czujność… (Fiś w pensjonacie w takiej sytuacji wylatywał z boksu na huuuraaa!!! nie zawsze miałam odwagę stanąć mu na drodze…) A tu nic! Jak stał, tak stoi… Podetknęłam kantarek pod nos, niby-drzemie, ale nagle błyskawiczna akcja: capnął kantarek w gębę, ale nie jak zwykle głęboko w paszczę, tylko oparł sobie sznurek na zębach! I gdy chciałam, jak zwykle, zawiązać mu ciasno kantarek jako nie-fajne sznurkowe wędzidło, Szaman natychmiast wypchnął jęzorem nachrapnik na zewnątrz, przeżuł i włożył nos w sznurki :-) Zna zabawę za ciasno w gębie… Cwaniak Jaki…
Poszliśmy za Siwką za stodołę. Za stodołą wieje, ziemia zmarznięta, drzewa akacjowe grzechoczą strączkami… Sama się nawet w nie wpatrywałam podejrzliwie na początku … Nic dziwnego, że konie elektryczne… Długo nie dało się wytrzymać na wietrze, ale kilka króciutkich sesji z Siwką przeprowadziliśmy. Szaman ma ostatnio prawie-wolne. Chyba, że wyjątkowo marudzi…
Z Siwką różne ciekawe/śmieszne/nowe rzeczy:
1) pacanie na odległość – poszłam do ogromniej naziemnej plandeki, Siwka stoi pod stodołą i mnie obserwuje bacznie. Odległość między nami – około 20 m. Pacnęłam nogą. Siwa stoi i patrzy. Pacnęłam znowu… Siwe uniosło nogę, zabujało nią na boki…, pacnęło w ziemię (!!!) i w te pędy (wyciągniętym stępem) do mnie i dawaj pacać w plandekę :-)))
2) jojo na wolności z pacaniem po odesłaniu – odsyłam paluszkiem na 5-7 m., Siwe odchodzi na wybraną przeze mnie odległość, pacam, Siwe paca, przywołuję, Siwe podchodzi, dostaje ciasteczko.
3) zaawansowane friendly carrot&string:
– uderzanie stringiem w ziemię w strefie 3 i 4 stojąc twarzą do boku konia,
– uderzanie chodząc dookoła konia - gdy chodziłam skierowana twarzą do Siwki, ta nie wytrzymywała presji i gdy dochodziłam do zadu, robiła odangażowanie. Zaczęłam więc chodzić dookoła niej odwrócona tyłem i uderzając w kierunku najpierw od konia, potem w bok – od razu przestała się obracać, stała spokojnie z opuszczoną głową :-)
– uderzanie w ziemię stojąc w strefie 5 (za ogonem) – twarzą w stronę ogona, naprzemiennie po obu stronach zadu w kierunku stref 4-3-2… Siwe ani drgnęło :-)))
4) squeeze nad przez kłody koło baneru - najpierw kilka przeciśnięć, potem prosiłam o stanięcie dwoma nogami nad. I wycofanie. I jedną nogą nad. I znowu dwoma… Siwe na początku wykombinowało, że tak naprawdę nie chodzi mi o przestawianie nóg, tylko o dotykanie banera wiszącego obok. I co przestawiła nogi, to wyciągała nos do drągów i targetowała baner. I oczywiście mina noooo, ciasteczko…?
5) ...potem poprosiłam o kilka kroków sideways nad kłodą w stronę baneru. Oj, było trudno, Siwe się wahało, bo baner na wietrze powiewał w jej stronę… a tu proszą o podejście bliżej i jeszcze bokiem na dokładkę… Ale 3 kroczki pięknie zrobiła… Odważna!
Gdy skończyłyśmy, Siwe wywijało szczęką, międliło, jęzor różowiutki wywalało cały… w końcu zaczęło ziewać… Ostatnio coraz częściej takie sesje mamy, bardzo myślące :-) A Szamanisko podpełznął do nas cichutko (nie zamykałam okrąglaka), stanął obok i też zaczął ziewać… Znaczy, że co…? Uczy się zaocznie? Geniusz Gawłowski? Pokazywać ludziskom Cudaka za pieniądze czas zacząć?
W niedzielę pogodowo było już całkiem koszmarnie, zimnica straszliwa, wszystko dookoła fruwało na wietrze, konie co chwilę wyskakiwały na metr w górę… Psy latały biegiem na trasie dom – stajnia – stodoła, byle się ukryć przed wiatrem i nie siedzieć na dworze…
Konie ulokowały się w pół-zaciszu pod stodołą (psy w stodole), do siana rozrzuconego na okrąglaku nie chciały iść (otwarta przestrzeń), musiałam im żarcie przetransportować tu, gdzie stały… Od czasu do czasu szłam do nich na mizianki, poza tym organizowałam sobie roboty pod dachem…
Zwierzaki wytrzymały do 15.30. Widno jeszcze było, podeszłam na kolejne drapanki a tu konie w sposób ewidentnie przejrzysty zakomunikowały, czego sobie życzą: porzuciły siano, Szaman złapał paszczą taśmę biało-czerowną, którą zawieszam dodatkowo w wejściu, nad drągiem, przerwał ją jednym zamaszystym ruchem głowy (zazwyczaj brał ją w pyszczydło i tylko memlał), po czym zaczął popychać nosem drąg… Siwe z kolei trąciło mnie nosem w ramię, potem zatargetowało drąg. I znowu moje ramię, i znowu drąg… I niech ktoś powie, że konie nie potrafią mówić…! Otworzyłam padok, pognały kłusem prosto do swoich boksów…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz