Ech, pogoda coraz bardziej jesienna... Brzydko-jesienna, podstępna. Niby słońce świeci, rano człowiek rześko wstaje, plany ma ambitne a tu wieje jak diabli, słońce znika, deszcz zaczyna siąpić i najchętniej siedziałoby się przy piecu...
Zabaw końskich w ten weekend nie było, małe incydenty tylko i spostrzeżenia. Główne, najgłówniejsze i najważniejsze spostrzeżenie to ugruntowująca się lewopółkulowość Siwki! Trwa to już od kilku weekendów (obserwacja moja), czyli od kilku tygodni (obserwacja Oblubieńca Z., doglądacza koni na co dzień). Siwe zdecydowanie spokojniejsze się zrobiło, zrównoważone, odważniejsze. Oraz dominujące Szamana!
Oczywiście Siwe nadal jest energiczne, high spirit, gdy coś ją zaciekawi i musi sprawdzić, co to, nie idzie, ale biegnie, żeby szybko, szybko, już, natychmiast zobaczyć… Ja oczywiście wykorzystuję to chociażby przy przywołaniu koni z ostatniego padoku, gdy proszę, by przyszły pod stodołę (mamy 3 padoki „przelotowe”). Siwka zazwyczaj przylatuje do mnie kłusem a czasem też galopem. Oczywiście z uczepionym u ogona Szamanem, który by sobie nie darował, gdyby Siwe się załapało na jakiś kąsek (chlebek? jabłuszko? ciasteczko ziołowe?) a on nie…
W sobotę zamiast iść z końmi na koniczynę (co oznacza deptanie łąki przeznaczonej na siano), wzięłam się za wycinanie koniczyny i wrzucanie koniom na padok. Przygnały od razu galopem z drugiego końca zagrody. Jedzenia było sporo, pokaźna kupka... Odwróciłam się, wycinam dalej a za plecami słyszę tumult. Patrzę, konie w fazie odskakiwania w tył. Uznałam, że dostały prądem. Tnę dalej. Tumult. Znowu prąd? Aż takie głupie to one nie są (no dobra, Szaman potrafi 3 x sprawdzić nosem, czy aby na pewno ogrodzenie kopie...?) Przypatruję się przez chwilę, Siwka je jak gdyby nigdy nic, Szaman stoi sztywny z boczku, oczy trójkątne, mina zbitego psa. Po chwili podchodzi, przyłącza się do jedzenia. Ki diabeł?? Odwracam się, schylam do trawy, ale pokątnie zerkam na konie. I co widzę: Siwka kładzie uszy, wywala na wierzch zębiska, błyskawiczny zwrot i siwy zad celuje w Szamana! Ten robi natychmiastowy odskok i znowu te trójkątne oczy i żałosna mina...
Na własnym łonie wyhodowałam małą siwą alfę! I oszukanicę, i kłamczuchę! Ładny, malutki, grzeczny koniczek. A wystarczy toto z oka spuścić... A jednak moje podejrzenia co do Siwki zaczynają się potwierdzać... Mądrzejsza, jak ładniejsza...
Kolejny obrazek:
...zwijałam taśmę biało-czerwoną z okrągłego wybiegu (za szybko się rwie, wymieniłam na taśmę pastuchową), kawałek ma z 50 m., powiewa przez pół padoku. Szaman oczywiście asystuje, pomaga, łapie paszczą, zarzuca sobie taśmę na grzbiet, wkłada pod nią głowę, taśma plącze mu się na uszach... Podchodzi Siwe, gryzie Szamana w zad, Szaman się odsuwa a Siwe zajmuje jego miejsce. Taśma fruwa, muska siwe brzucho, przednie nogi, zadnie nogi, wlatuje na grzbiet, muska uszy. Szeleści (dźwięki są bardziej przerażające dla Siwki niż ruch) a ta stoi i nawet nie chrumknie... I żeby jasność była: proszę mnie tym nie dotykać było zazwyczaj do tej pory...
...a przy podawaniu kolacji: Szaman dostał pierwszy, zajada, oczami ze szczęścia wywraca, Siwe w swoim boksie zaczyna cudować: nogą grzebie, głową trzepie (folblucie geny), szyję wyciąga jak żyrafa... Wchodzę do boksu z wiaderkiem, czekam. Pierwszy raz nie podaję kolacji od razu. Ooo, no co jest? Dawaj! mina zniesmaczona, pac! nogą niby po naszemu, ale z natężeniem o wiele większym... Czekam... No nie, nie wytrzymam!!! i małe dęba na ściankę sąsiadującą z Szamanem i gryz! zębiskiem w deskę! ZERO agresji w moją stronę, ale jakoś się przecież trzeba rozładować... Takie to Siwe się zrobiło! Za chwilę zacznie może decydować, na który padok wychodzimy, którą szczotką się czeszemy, w co się bawimy... ???
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz