Moje konie mają tak: w piątek obowiązkowo należy sprawdzić, czy lider nadal jest liderem. Bo skoro nie było mnie tych kilka dni, to może już nie rządzę…? I testują: Siwka się kręci przy wieczornym czyszczeniu, czasem pójdzie sobie w kącik, głową po-unika… Być może trochę jest w tym odzwyczajenia się… Bo Siwe jest bardzo wrażliwe, zważające na szczegóły, dbające o to, kto konia oporządza, nie mające zaufania do obcych, zwłaszcza tych, którzy od razu wyciągają rękę, żeby głaskać siwą głowę… Ale tu za bardzo prawopółkulowania nie widać, raczej cudaczenie takie…
A Szamanisko może i też zważa na szczegóły, ale bardziej te związane z kulinariami (żarcie jest…?? bo jak nie, to czego tu…??) On w ogóle jest niegrzeczny w piątki, nóg nie chce podawać, odwraca się demonstracyjnie i idzie w swój kąt do spania a na stanowcze traktowanie się obraża i stoi z niezadowoloną miną z lekko cofniętymi uszami… (stoję, bo muszę). Chyba, że czyścimy cielsko iglakiem. O, wtedy to jestem FAJNA…
W piątkowy wieczór załapałam się jedynie na podawanie kolacji i czyszczenie. W ramach czyszczenia stoczyłam małą potyczkę z lewą półkulą u Siwki z okazji wyskubywania rzepów z grzywki; z Szamanem z kolei stoczyłam wielką potyczkę na okoliczność podawania nóg…
…Siwka zgromadziła sobie w swej rachitycznej grzywce nad czółkiem (cały czas odrastamy po wiosennym strzyżeniu z okazji grzyba) kolekcję rzepów łopianowych. Za każdym pobytem staram się jej toto wyskubać, a ona na kolejny weekend znów serwuje mi czepliwe kulki… Za pierwszym razem wyczyniła malutką panikę na odgłos wyciąganego z grzywki rzepa (fakt, chrzęścił dziwacznie przy samym uchu…), potem było pod-dreptywanie a tym razem Siwka zrobiła jawnie niezadowoloną minę, uszki delikatnie cofnęła (nie, nie położyła, ale w sposób oczywisty demonstrowała sprzeciw) i zaczęła wyczyniać kombinacje, jakby tu mnie wymanewrować… Nurk głową w dół, szybko do góry, w prawo, w lewo… Lewopółkulowo i bez najmniejszej paniki… Zastosowałam słówko EJ! (dotychczas doskonale znane tylko Szamanowi) i przytrzymałam stanowczo głowę! … Siwka westchnęła i znieruchomiała z głową w dole… Wszystkie rzepki zostały zneutralizowane… Do tej operacji zastosowana została technika, jaką prezentuje Pan Parelli na płytce z cyklu Success Series (DVD 3, Safe Ride - bridling) – łokieć na grzywie…
Śniadanko:
Po śniadaniu wypuściłam Siwkę, ale zapomniałam zawiesić sznureczka-zamykawki i wejście na podwórko stanęło otworem. Siwka oczywiście od razu, zamiast na padok za stodołę, myk i już stoi na podwórku koło betoniarki (czy wszystkie konie tak mają? moje ZAWSZE wypatrzą nowe otwarcie czegokolwiek i ZA KAŻDYM razem idą właśnie tam… a im bardziej zakazane, tym prędzej właśnie TAM polecą…). Ad hoc przetestowało się rozdzielenie koni: Szaman w boksie zaczął dreptać, ale niezbyt panicznie, bo miał jeszcze resztki siana do konsumpcji a poza tym widział Siwkę… Sytuacja szybko została opanowana, Siwe niby robiło uniki, ale linę na szyję dało sobie zarzucić i grzecznie poszło za stodołę…
Zabaw w ten weekend było co niemiara. Nie żaden tam okrągły wybieg i siodło, ale prawdziwe zabawy na naszym padoku-placyku. I były to zabawy spontaniczne (kilka sesji), bo nie szłam direct z klamotami-pomocami, tylko przy tak zwanej okazji…
...idę rano sprawdzić ogrodzenie, Siwka od razu podchodzi. Mam akurat ciasteczka w saszetce, Siwka oczywiście bardzo kontaktowa się robi (o, ciasteczka… moje ulubione…) i proponuje…
DWA RAZY Z RZĘDU sama podeszła do plandeki (ja nawet nie patrzyłam w stronę plandeki) i dotknęła ją nosem. Głowa do góry i patrzy na mnie. I znowu nos na plandekę… No i jak tu nie przyjąć takiego zaproszenia…? Zaproponowałam pacniesz? A Siwka pacnę! i buch nogą w plandekę-materac. Ciasteczko. A wejdziesz 1 nózią? No pewnie, wejdę od razu dwoma! A ciasteczko jest…? Jest…
Potem (kolejna mini-sesja) pierwszy raz próbowałyśmy cofać przez drąg leżący w bramce na drugi padok (yoyo style) – bardzo ładnie w przód i w tył na kiwanie paluszkiem, z drągiem pod kłodą, ale przekroczenie drąga tyłem było a-wykonalne. Kopytko puknęło, Siwka się obejrzała i do mnie z wyrzutem no co ty, nie da się… Odangażowała się, stanęła bokiem i zaproponowała chód boczny :-) No dobra, niech będzie…
Kolejne zabawiania się były niemalże wymuszane przez Siwą. Zabawy z plandeką i drewnianym podestem błyskawicznie zaawansowałyśmy (głowa w dole, pełne skupienie, wymyślanie – Siwka okazała się prawdziwym puzzle solver'em). Bawiłyśmy się w:
PODEST
1. pacanie w podest
2. wchodzenie na prośbę jedną, dwoma, trzema nogami (cztery się nie mieszczą, podest za mały)
3. przechodzenie i cofanie przez podest
PLANDEKA-MATERAC
1. wchodzenie na prośbę jedną, dwoma, trzema, czterema nogami
2. stanie nieruchomo z opuszczoną głową
3. odangażowanie zadu, zwroty na plandece (driving style)
4. cofanie przez i podchodzenie (yoyo style)
PLANDEKA a na niej PIEŃ DRZEWA
zabawy podobne do tych na samej plandece + dodatkowo:
1. pacanie w pień (Siwka na plandece, tylko przednimi nogami na plandece, tylko tylnymi nogami na plandece)
2. stawianie nogi na pniu
3. cofanie do pnia
4. chody boczne przez plandekę wzdłuż pnia
5. przekraczanie pnia jedną, dwoma, trzema, czterema nogami na prośbę
6. yoyo przez plandekę
Siwka dodała od siebie:
7. turlanie pnia ruchem wahadłowym w przód i w tył
A wszystko to bez kantarka i liny :-) Siwka była na tyle pewna siebie, że ani razu nie uciekła, mimo, że wcześniej plandeka stanowiła dla niej prawdziwe wyzwanie...
Przy okazji zabaw miałyśmy z Siwką sesję zdjęciową z dwoma fotografami i widownią :-)
Oprócz zabaw na placyku próbowałyśmy też okrążania na wolności; Siwe wyjątkowo kleiste było i za każdym razem zatrzymywało mi się za plecami i cichutko podchodziło do mojego ramienia. Odsyłałam ją zza siebie, bez odwracania się, ale ona z uporem maniaka robiła 1/2 koła i myk mi do pleców :-)
Dałam spokój z okrążaniem i zaproponowałam całkiem nową zabawę - cutting. Nie byłam pewna, czy coś nam z tego w ogóle wyjdzie, bo Siwa zdaje się nie mieć do takich działań predyspozycji, ale okazało się, że jestem w błędzie :-) Siwe wyraźnie się ożywiło, na sugestie carrota skakało na boki, raz ją nawet poniosło i z figlarną miną skoczyła w moją stronę...!
Całkiem fajowa sprawa! Z Szamanem bym się na coś takiego nie odważyła, ale Siwe jest na tyle ogarnięte i nie-agresywne (przynajmniej w stosunku do mnie ;-), że zamierzam kontynuować zabawy w wycinkę...
Zabawę w cutting zaczęłyśmy od sprawdzenia, czy DG działa należycie...
Do tej zabawy niezbędny mi jest drugi carrot. Bo przerzucanie jednego z ręki do ręki jest dość kłopotliwe... Oczywiście da się, ale z dwoma byłoby o wiele poręczniej...
Fisio (nowa przezywka Szamana, od słówka fisiować) cały czas nam się plątał prawie-pod-nogami, załapał się więc od czasu do czasu na małe co-nie-co ćwiczeniowe no i oczywiście na ciasteczko, bo głównie o to chodziło...
Ale jak go prosiłam, żeby popacał nogą jak Siwka, to nie, on nie wie o co chodzi... A jak na chwilę odeszłam, to ten dawaj walić w plandekę tym swoim kopyciskiem...! O, taki jest! Zawsze po swojemu... Ale ciasteczka to by brał! I to najchętniej za nic.
Z Siwką zaczęłam jeszcze ostatnio jedną malutką nowość - jeż ze strefy 5. Do tej pory praktykowaliśmy jedynie jeża popychającego - proszę ruszyć (wykorzystywane głównie do wepchnięcia Szamana do jego boksu; Szaman, jak tylko zobaczy u siebie siano, od razu, jeszcze z korytarza, bierze się za konsumpcję, traci poczucie czasu i przestrzeni i zostaje dupskiem na korytarzu zagradzając Siwce wejście).
Nowa wersja 5-strefowego jeża: chcę przejść na drugą stronę zwierzaka a jestem za nim, w ramach don't move your feet, proszę o przestawianie zadu stojąc za koniem i naciskając na odpowiedni pół-dupek. Stosuję często podczas wieczornego czyszczenia :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz