W sobotę króciutka wizyta u koni; konie na padoku (oddzielnym), w stajni nowy pracownik (kolejny miły starszy pan), boksy sprzątnięte.
Na padoku Siwka tym razem podeszła prosto do mnie, Szaman się ociągał, ale na potrząsanie saszetką z ciasteczkami + rytmiczne cmoki rozbujał się i przyleciał kłusem.
Bezzabawowo; tylko czyszczenie (tutaj ciut przestawianek DG, PG), łącznie z kopytami. Siwka nogi podaje jak marzenie, Pućka Upasionego musiałam uwiązać za szyję stringiem i pilnować carrotem wielkiej głowy, bo chciał gryźć Gośkę w plecy...
Kopyta Pana Sz. fatalne, strzałki rozmazane, gnijące, bruzdy głębokie :-( Przy prawej zadniej Sz. fajtnął parę razy kontrolnie w stronę Gośki (faza 1-2-3...), po czym trzasnął ją z impetem (faza 4), na szczęście nie kopytem, ale tłustym udźcem. Klapa w dupsko dostał, czym się wcale nie przejął... Wkroczyłam do akcji, Grubas oczywiście nogę podał, raz lekko spróbował wyrwać, ale na moje ostrzegawcze ej...! zwiotczał i bez szemrania dał sobie wydłubać, co tam miał w kopycie... Tak to z nim jest... Zero manier i dyscypliny... Oj, ja mu u nas pokażę... Skończy się panowanie Króla Zwierząt...
W Gawłowie robota nas powaliła, Koleżanka Aśka do Morsa vel Morsikowa przybyła z odsieczą, dzięki :-))
Oczywiście wszystkiego, co zaplanowane było, nie udało się zrobić... A do soboty tylko 5 dni pozostało...! W środę jadę po pracy - kończymy drzwi do boksów, a w piątek musimy dokończyć padok... Taki plan...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz