"Pracuj nad sobą a z koniem się baw" Pat Parelli

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Falstart :-(

Życie plany weryfikuje... Zwłaszcza, gdy się ma niemowlaka pod bokiem...
Pojechaliśmy z Kazikiem na wieś i jeszcze szybciej wróciliśmy... 3 dni (niepełne), konie widziałam z bliska może ze 3 razy i przez chwilę... Siwe na wstępie spytało z wytrzeszczem: A pani to, przepraszam, kto??? 4 miesiące mojego niebytu i proszę...

Kolejne podejście - w czwartek. Tym razem jednodniowa wizyta bez Kazika (ale za to z Bebo-Gośką & Co) i bynajmniej nie w celu zajmowania się końmi, tylko aranżacją przestrzeni życiowej...

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Arab...

...no więc jest tak: dostałam araba... Arab ma 6 lat i jest samicą... Siwą... Czujecie? ;-))
Po Służewcu i rajdach...

Jest tylko jeden mały problem: muszę po araba pojechać, złapać, założyć mu kantar, załadować do przyczepy i wyładować na Gawłowie... A może to być operacja dość skomplikowana, bo arab kantar rozwalił, chodzi więc po terenie sote vel na goło a przy próbie nawiązania z nim interakcji atakuje człowieka zębami i kopytami, tudzież szarżuje... Mam już pomysł jak gada wstępnie pokonać, ale napiszę post factum, jak przeżyjemy... ;-)

Zdaje się, że mój powrót na wieś będzie obfitował w wydarzenia... W końcu będzie o czym pisać, bo mnie samą już ten blog nieco znudził brakiem końskich ekscesów... ;-)

 photo cermitka_zpsa8b47c23.jpg

sobota, 6 kwietnia 2013

Jeździectwo - rys pre-historyczny ;-)

Przygoda z jazdą konną w macierzystej stajni Siwki zaczęła się dla mnie dość niefortunnie; krótko po kupnie Siwej pojechaliśmy w 3 konie na stępa do lasu. Koni z tej stajni jeszcze nie znałam. Miał być spacerek. Ja na folblutce, matce Siwki. Ponad 20-letni staż jeździecki...

Już przy czyszczeniu i siodłaniu matki w boksie zapaliła mi się czerwona lampka. Było kręcenie się i defensywne zachowania, gdy próbowałam czyścić strefy dalsze, czyli od połowy kłody po zad. Potem problemy przy dociąganiu popręgu... Nic to. Dałyśmy radę. Nie z takimi typami miało się do czynienia...
Kolejna czerwona lampka przy wsiadaniu. W myśl zasady: byle szybciej w siodło. Dobra, siedzę. Wyjeżdżamy za bramę. Tuż za bramą rozpoczyna się seria permanentnych  pobryków w wykonaniu matki. Do wysiedzania. Więc siedzę. Pilnuję tylko, żeby przed sobą miała ogon czołowego (jadę jako druga) i tak docieramy do lasu (kilkaset metrów)...
W lesie ścieżki, wąsko, matka jakby się uspokaja. Jedziemy. W którymś momencie zerkam za siebie a ostatni koń ze 100 metrów za nami. Stoi głową w stronę stajni. Jeździec usiłuje. Usiłowanie polega na próbie odwrócenia konia i podążeniu naszym śladem. Stajemy, czekamy. Po chwili słyszymy odgłos żwawego chodu; usiłowanie udało się wcielić w czyn, koń pędzi galopem w naszą stronę. Mija nas po lewej. Zanim mrugnęłam, ułamek sekundy i matka zapala. Nawet nie zdążyłam przeorganizować swojej osoby w siodle, skrócić wodzy... Zauważyłam tylko, jak nagle przed nami wyrasta opasłe drzewo, matka uskakuje w lewo w celu jego ominięcia, mnie futrzana czapa spada na oczy (kasku oczywiście nie założyłam), tracę orientację i pozostaję na wcześniejszej trajektorii lotu, czyli na wprost i w owo opasłe drzewo przydzwaniam, rozstawszy się uprzednio z matką. Szczęście w nieszczęściu, przydzwaniam bokiem (od łokcia po biodro) a nie głową...
...leżę, przez 5 minut dyszę, nawet nie próbuję się podnosić. Zamroczenie bólem powoli mija, staję na nogi, podają mi wodze matki, którą udało się złapać... Ostatni koń, ten co matkę sprowokował do domniemanego wyścigu (matka była w treningu na Służewcu ;-), też pozbył się jeźdźca... Ino w krzaki a nie w drzewo, więc jeździec nieuszkodzony... Gorzej ze mną; co krok coś mi w biodrze przeskakuje, pyka. Że o bólu nie wspomnę.
Wracamy na własnych nogach. Wychodzimy z lasu, zaraz na początku otwartej przestrzeni wyrywa się pierwszy koń, wraca galopem do stajni. Potem wyrywa się mój... Ostatni utrzymany zostaje puszczony luzem, bo nie ma sensu toczyć walki z wierzgaczem...
To była moja ostatnia jazda klasyczna, tradycyjna, rekreacyjna... Zwał, jak zwał. Jednym słowem czułam, że coś wypada w tym jeździectwie zmienić...


 photo b64e5403-4f99-4c7c-8f3e-f5d271bbfc01_zps948d3e73.jpg
luty 2005 - przed wypadkiem; przygotowania do wyjazdu (ja - skrajnie po prawej, w głębi; widać kawałek matki oraz kawałek mnie)

W jeździe przerwa parę miesięcy. Zresztą nie bardzo było na kim jeździć... No bo przecież nie na tych dzikusach... W międzyczasie poszukiwałam wyjścia z impasu. Dość szybko znalazłam... W ramach nowego zapisałam się na sportowy obóz jazdy konnej w stylu western... Wtedy western i natural wydawały mi się bardzo pokrewnymi dziedzinami...

 photo fb138229-085f-4c56-b747-224ad626fcb7_zps1d6bc021.jpg
Rancho Kozerki, 2005

 photo 7e1bd2aa-5d27-4d8b-ae17-6a1e19541ef5_zpsa5f3fc2a.jpg
Rancho Kozerki, 2005

 photo 3688d2a0-d4e3-4ec3-aa0d-f00a42ec6f4e_zps02337c60.jpg
Rancho Kozerki,  2005

Lipiec (obóz) zbliżał się wielkimi krokami, w programie 4 godziny jazdy konnej dziennie a ja odzwyczajona od siodła... Nijak te 4 godziny, dzień w dzień, wysiedzieć... Trzeba zacząć jeździć...
Stopniowo dzikusy trochę się przy obrządku zapoznało... Prezentowały się niezbyt pozytywnie; okazały się jednak nie tyle dzikusami, co nieco odwykłymi od pracy lewopółkulowcami...  Z pominięciem, rzecz jasna, matki, która dla mnie wyglądała na lekko psychiczną i bynajmniej nie lewopółkulową... Więcej się do niej jeździecko nie dotknęłam ;-)

...zaczęłyśmy z Bebo-Gośką orkę na ugorze. Gośka pobierać zaczęła indywidualne lekcje z instruktorem, trochę się otrzaskała (wcześniej, w wakacje, jeździła ze mną stępo-kłusowe tereny na koniach kaszubskich), zaczęłyśmy jeździć we 2, potem dołączyła do nas Koleżanka Aśka od Morsa...
Najpierw klasycznie...

 photo 0ffba114-f729-4e5e-b004-9e9a130ad072_zpse111e44a.jpg
Gośka, wiosna 2005

 photo 10af74e7-a59a-4271-80ec-e703cf36094b_zps25c62ed0.jpg
Gośka, wiosna 2005

 photo 027367b7-2a86-438f-b91c-2eb9e6dc2038_zpse358de86.jpg
Gośka, wiosna 2005

...potem zaczęła się nasza przygoda z westernem ;-)

 photo 3-21-2013_036_zps0b02aa01.jpg
Ja, jesień 2005


Konie okazały się na tyle bystre, że bez problemu chodziły w obu stylach :-)

 photo 6433442d-3584-44fe-a01c-fffd7dc98798_zps69a70328.jpg
Gośka, jesień 2005

 photo d567253b-f5e4-457b-b43b-7a492937cc80_zps035a4346.jpg
Gośka, jesień 2005

 photo 396475e6-02ee-4998-acf4-ae6d75c265c8_zps122ef1bf.jpg
Ja, jesień 2005

 photo d25ffd2a-ac9f-4d8c-863a-dce1d68efb0d_zps9196985f.jpg
Ja, jesień 2005

 photo 4b267713-290e-4770-ac09-f01abca97b92_zpsceffb353.jpg
Ja, jesień 2005

 photo d2a1b45e-a113-473a-9382-87e6554232c3_zps0f3454c1.jpg
Ja, jesień 2005


Po jakimś czasie Bebo-Gośka upatrzyła sobie i umiłowała folbluta (ku mojej zgrozie, bo też po Służewcu) i powróciła, zdrajca, do klasyki... ;-)
Moje obawy okazały się jednak płonne; Gośka swoim umiłowaniem rozpuściła folblucicę do granic przyzwoitości, ale i zmieniła w mamałygę, co widać na poniższym zdjęciach ;-) Stosowała przy tym własną, zmodyfikowaną wersję naturala: cackanie się i zero presji :-) Rządził wprawdzie koń, ale krzywdy jej nie robił, bo Bebo-Goskę lubił :-)

 photo 852881ac-4627-4f6e-ae90-3f379cf5ba6e_zps271d88c5.jpg
lato, 2006

 photo d520c66b-1e21-4191-a5a9-88b272719372_zps0877ce3a.jpg
lato, 2006

 photo 3f1fd442-fdac-4f38-b72d-f694dcb9453b_zps2141aaf0.jpg

lato, 2006

 photo 3dbcaf2b-8664-4f4d-977c-73bf06fdf7b2_zps4db979c0.jpg
lato, 2006

Mnie zamiłowanie do westernu pozostało do dziś. Pozbyłam się całego klasycznego ekwipunku via allegro (no dobra; uległam jękom Bebo-Goski i zostawiłam jedno klasyczne siodło, bardzo wygodne i ładne ;-)
Stopniowo gromadziłam sprzęt westowo-naturalowy i teraz moja siodlarnia pęka w szwach ;-)

A na koniec parę fotek z czasów, gdy konie stały w pensjonacie, więc można było swobodnie podróżować na rozmaite zawody, pokazy czy szkolenia...

 photo 704e11bb-d934-4aa5-8c14-bd3badcf0316_zpsd15fd454.jpg
Piknik Olimpijski, Agrykola, wrzesień 2005

 photo 20b9e275-8a70-4bd0-bc85-eff8242fc8c4_zps28b681c1.jpg
Piknik Olimpijski, Agrykola, wrzesień 2005

 photo 64eba987-1aa9-4a99-b1f1-b0d85dc1aa51_zps0a966ae3.jpg
Piknik Olimpijski, Agrykola, wrzesień 2005

 photo a9ab0e3f-8e99-4ce2-8d05-4546439dbc99_zpsbc2b6540.jpg
Piknik Olimpijski, Agrykola, wrzesień 2005

 photo 0d1ef480-102d-4de7-920d-3d9cc5d0754c_zpsd307d2c2.jpg
Rancho Kozerki, wrzesień 2005

 photo d706d0a9-589b-4569-af6d-bf34c5b6d685_zps04ff0215.jpg
Rancho Kozerki, wrzesień 2005

 photo a5b9717e-cdc0-4fa5-b769-53be3f9f4cbc_zps9522bd43.jpg

Rancho Kozerki, wrzesień 2005

 photo c0e2d712-e44e-4205-ada7-38667993092a_zps496817ee.jpg
Rancho Kozerki, wrzesień 2005

Koń, na którym raczkowałam naukowo w stylu west. Uderzająco podobny do Fiśka ;-)