A przynajmniej niewiele. Jedna jazda tylko na Siwce, w piątek po 21.00.
Poza tym nie dało się. Upał taki, że w cieniu nie da się wytrzymać, konie cały boży dzień pod wiatą, bo owady niesamowite (nie dość, że klasyczne jusznice, to obrodziło latoś jeleniówami i czymś szerszeniopodobnym na wielkość i z koloru, ale szerszenie to raczej nie są, bo lecą do koni jak klasyczne muchy...). Co który koń wychynął na moment w łąkę, to zaraz wracał galopem w cień, pod dach.
Całe szczęście, że ekspresowo nabyłam kolejną czarną absorbinę; po wypsikaniu zwierzaki pokazały owadom środkowe kopyto i powędrowały na wypas ;-) Siwe zapędziło się nawet w okolicę strasznych krzaków, gdzie szaleją wyjątkowo wredne jusznice. Musi gniazdo jakieś tam mają. Atakują jak wściekłe osy wszystko, co się pojawi w okolicy (ludzi, psy, konie...) A Siwe po absorbinie totalnie zlekceważyło dziki rój :-) Po chwili namysłu dołączył do niej Fisiu, który owadów wyjątkowo nienawidzi; potrafi im aplikować wierzgi i kwiki, gdy za duża ilość paskudnego na nim siądzie lub choćby nad nim krąży. Najodporniejszy na owady jest Huc; potrafi totalnie lekceważyć pasące się na nim stada, ale ostatnio on także wymięka i wieje pod wiatę.
W tym sezonie zainwestowaliśmy w owadzie pułapki RED-TOPy. Cuchną padliną, ale wabią całe chmary much. Póki co zakupiłam 2 sztuki, które wiszą na podwórku, ale przymierzam się do zakupu kolejnych i instalacji w końskich okolicach. Że podobno łapią się w te pułapki głównie samice, więc jest szansa na ograniczenie latającego pogłowia...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz