Koszmarnie jest. Zimno, wietrznie, mokro, ślisko. Konie siedzą na łące i, nie bacząc na aurę, ani myślą pod dach. Ani cukrowa Siwka, ani dziadek Heniu. Łakomstwo zwycięża.
Sezon jeździecki chwilowo zamknięty: wieje okropnie, do tego zimno (wyciągnęłam zimową kurtkę czapkę i rękawiczki polarowe!). I nerwowo.
Siwe już od wczoraj sprężyste, ale dziś przed południem przeszła samą siebie; puszczona na dużą łąkę tak wariowała z wałachami (nawet Heniu pobrykiwał i galopował z błyskiem w oku), że zaliczyła glebę z rozjechaniem. Rozjechała się fatalnie; hamując na przodzie (jak się rozbucha, to nie siada na zadzie, tylko jedzie na sztywnym przodzie) upadła, wpadła w długi poślizg na brzuchu a jedna zadnia noga została heh, hen za nią. Wyprostowana. Siwe się zaraz zerwało i odbiegło, ale nieźle kulejąc, odciążając całą połówkę zadu i pokazując, że ała. Ale żeby całkiem latać przestała, to oczywiście nie.
Zaraz jej przeszło, ale trochę mnie nastraszyła, bo rozjechała się jak żaba (gwoli ścisłości , jak pół żaby), co potencjalnie u konia źle się może skończyć :-( Dobrze, że Siwa co rano robi baletnicę, to jest w miarę rozciągnięta (baletnica polega na wyciąganiu do tyłu zadniej nogi; czasem jednej, a czasem obu - oczywiście nie równocześnie ;-)
Kto ma bulldoga, ten wie, jak wygląda żaba w wykonaniu stworzenia innego, niż prawdziwa żaba .
W niedzielę też właściwie nic szczególnego się nie działo, trochę popracowałam przy ogrodzeniach, pod czujnym okiem zniecierpliwionego Siwca (natarczywe rżenie, wywijanie głową węży, wściekłe grzebanie przednią nogą a od czasu do czasu bęcka Szamanowi, bo nie otwiera bramki), że na łąkę nie puszczam, tylko bawię się w wyciąganie i wbijanie słupków. Siwiec został przeze mnie skarcony ryknięciem na odległość, przestał fikać, ale obraził się, czego dał wyraz demonstracyjnie odwracając się, do widoku łąki i mojej osoby, dupskiem. Siwe tak ma: jak nie może nic zrobić a ciśnienie zbyt wielkie, przestaje patrzeć i problem od razu znika ;-) Ciekawy charakterek ma ta moja Dzika :-)
Reaktywowałam edukację teoretyczną; znów targam po pociągach DVD i oglądam. Aktualnie na tapecie nowe materiały Parellich Hit the Trail. Zapowiadało się nudnie, ale okazało się, że wcale nie; cała duża sekcja o de-spooking no i jako jeden z bohaterów drugoplanowych siwy koń ekstrawertyczny i prawopółkulowy ;-) Nawet do Siwca wizualnie podobny, tylko zdecydowanie za tłusty (durnota ludzka mnie nieodmiennie powala... dlaczego ludzie tak tuczą swoje konie??? ani to ładne, ani to zdrowe...) I zdecydowanie mniej od Siwca ogarnięty emocjonalnie...
A, w sobotę odjechał od nas do nowego domu piesuś-buldoś, mój faworyt. Niby fajnie, a jednak smutno :-(
Na pocieszenie: od-dziczona* Siwka :-)
* od-dziczenie sprzed tygodnia. Ten weekend był dość, hmmm..., emocjonalny ;-) Ma Siwe szczęście, że mój kiepski stan psycho-fizyczny spowodował, że nie chciało mi się jej tykać, bo by się Siwe musiało nieźle napocić ;-) Może, czując bluesa, specjalnie se w sobotę glebnęła, żeby mnie odstręczyć od swojej osoby ;-)))
...ostatnio choruję na Equiflexa... Dość ciężki przypadek chorobowy: już knuję, jak to zdobyć środki (niebagatelne) na zakup... Musiałbym ze 2 swoje siodła sprzedać... Trochę żal, bo mimo, że używam tylko jednego (oraz drugiego, z przyciętymi fenderami, dla narybków), czuję z całym moim sprzętem emocjonalną więź ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz