Oczywiście nie udało się (popracować ze zwierzyną). Nawet mnie to nieszczególnie stresuje, przywykłam do takiego stanu rzeczy :-)
Poranek zszedł mi na kolejnych budowlach na trailowej arenie. Musiałam, między innymi, wymienić pół bramki (czyli jeden słupek ;-) co mi go gupie konie w tygodniu złamali.
Z nowości: zbudowałam dużą przeszkodę do chodów bocznych dookolnych oraz obiekt, z którego jestem najbardziej dumna: kwadrat do zwrotów-obrotów. Który po zbudowaniu okazał się prostokątem, bo nie znalazłam nigdzie 4 drągów równej długości ;-)
Na zmodyfikowaną-unowocześnioną arenę przywołałam zaraz Siwkę; gdy budowałam, stała i przypatrywała się bystrym okiem, gdy skończyłam i zerknęłam w jej stronę, najpierw próbowała się wykręcić (co ta ja miałam do załatwienia...? aha...) i udała, że nie widzi, że patrzę na nią wymownie, ale zaraz przywędrowała do mnie dość energicznie (nie znaczy, że ochoczo. W przypadku Siwki energicznie oznacza: z niepokojem). Przez dużą przeszkodę przesqueezowała w jedną stronę ładnie, w drugą próbowała spłynąć chodem bocznym (cwaniareczka ;-) ale odsunęłam machnięciem ręki zad, przywołałam paluchem przód i Siwe łaskawie przekroczyło (z puknięciem) drąg.
Kwadrat-prostokąt oswajałyśmy chwilę dłużej, bo Siwe z uporem maniaka pokonywało go w stylu skok-wyskok (w żwawym stępie); leciała w stylu efekt kuli śnieżnej (jak już się zacznie toczyć, to hajda...!), musiałam ją pacnąć w klatkę w odpowiednim momencie, żeby zasugerować, że wypadałoby się jednak - zanim się poleci dalej - spojrzeć na człowieka. Bo może coś od konie chce ;-) Jak załapała, że w środku się nic nie robi, tylko stoi, zaraz jej chęć do skok-wyskoku przeszła :-)
A jeden z narybków zaliczył pierwszą prawdziwą glebę z Huca. Prawdziwą, bo Huc zaproponował... galop. Wcale nie złośliwie, tylko ot tak: w zabawie w gonienie Henia. Wprawdzie wydał z siebie 2 bryki, ale bardzo subtelne i raczej radosne niż złośliwe. W każdym razie do wysiedzenia. Narybek jednakowoż zsunął się na bok, pacnął o ziemię, zaczął się gramolić, po czym rozdarł się wniebogłosy. Ale krótko, bo inny narybek patrzył. I widział. Największe urazy, jak mnie potem poinformowano, miały charakter moralny ;-) A Huc zareagował bardzo interesująco (nie zarejestrowałam, bo poszłam nadzorować gramolący się narybek): zamiast zwiać do koni (jak to uczynił Henio), przyleciał z lekko przypękaną miną do ludzi...
Teraz czekamy na weryfikację narybkowej miłości do koni. Bo póki co jest etap: Huc jest głupi oraz to jego wina! ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz