Stan mojej (pozytywnej) ekscytacji jazdą na Siwce sięga zenitu :-) Siwe jest koń jak złoto, tyle że jeszcze nieoszlifowane (właściwie nie wiem, czy złoto się szlifuje... może lepiej było napisać o diamentach/brylantach...?)
Mamy już swój około-jeździecki rytuał; wychodzenie pod stajnię, siodłanie, powrót do koni... Nawet Szaman zaakceptował nasze nowe zwyczaje; pogodził się z losem i przestał rozpaczać, że musi zostawać za sprężyną...
Siwe wielokrotnie w ciągu dnia żąda zabrania jej pod stajnię: staje wtedy przy sprężynie-bramce z wyczekującą miną i wymownie się we mnie wpatruje... Czasem zrobi zmyłkę, stojąc tak wyczekująco, i gdy podchodzę i otwieram, wcale nie wychodzi tylko cofa 2-3 kroczki i paca nogą. Przez to jej pacanie z upodobaniem, zaczął pacać i Szaman - nigdy pacania nie uczony...! Staje naprzeciw mnie i najpierw grzecznie skrobie kopytem a po chwili fajta już na całego, zły, że ciasteczka nie dają :-)
Wczoraj był tak upierdliwy, że zaproponowałam, skoro taki chętny, że może na okrągły wybieg sobie pójdzie potrenować...? Jasne, że poszedł...! Aż mu się gęba uśmiechnęła, że oto zainteresowałam się jego skromną, acz opasłą, osobą...
Zabawy oczywiście po ichniemu: zamiast okrążać, chodził bokiem a co znalazł się koło mega-kawaletki, za każdym razem buch! ją kopytem. Czy go prosili, czy nie. A że nie miałam żadnego sprzętu (ni liny, ni carrota, ni patyka nawet, bo wszystko śnieg zasypał to i korygować nie miałam Fisiarza jak. Hulał Kolega, po swojemu, jak dziad za kapotę... ;-)
I jeszcze na koniec pieszczotliwie ugryzł mnie w plecy, taki zadowolony, że się nim w końcu zajęłam..! Zdecydowany brak zajęć, nudzi się, Fisio Jeden :-)
Potem z Heniem rywalizowali o moje względy; bo Henio, drzemiący niedaleko, wyraźnie się ożywił, gdy Fis popisywał się na okrąglaku, i majestatycznie do nas przydryfował. Zaraz zaczęła się między Panami popisywanie, wyprężanie i próby wzajemnego przeganiania się. Tuż przed moim obliczem. Skarciłam obu, wyznaczyłam każdemu miejsce (Fisiu po mojej prawej, Heniu po lewej) i równocześnie drapałam po kosmatych czółkach :-)
...a do Gawłowa dotarła druga kostka przeszkodowa i 2 kolejne siodła, do tej pory ozdabiające dom miejski (siodło z dziurą i stara dobra ulubiona Natowa nr 9). Oczywiście, mimo śnieżycy od razu przymierzanie i testowanie. Obiektem testowym rzecz jasna stał się hucyk; na własnym siodle z dziurą jeszcze nie jeździłam, a nie będę się z nim oswajać na dzikiej Siwce przecież ;-) Huc przed stajnią dostał kupeczkę siana i w ogóle się nie interesował, co mu na plecki kładę... Natowa jak zwykle bez zastrzeżeń (a niektórzy westowcy zawzięcie to siodło krytykują ;-), z dziurą trochę się nabujałam, bo system mocowania popręgu niby-west, ale ciut jakoby inaczej (oba latiga prawe). W końcu się udało (ze 3 razy wsiadałam-zsiadałam-poprawiałam, hucyk żarł i nawet głowy nie raczył podnosić) i odbyłam 2 jazdy testowe na nowych-starych siodłach... Na pierwszy ogień poszła dziura - trzyma super, jest tylko nieco śliska i dość twarda. Jak to prawdziwa kulbaka kawaleryjska. Czułam się w niej nawet-nawet, kwestia przyzwyczajenia i będzie jak ulał... Oby nie tylko do tyłka, ale i do konia... ;-)
Ale jak się przesiadłam na Natowę... Aaaa, cóż za wygoda...! Mimo, że hucyk nie chodził pod siodłem jakiś czas (z miesiąc...?) i dość energicznie pomykał, moja Natowa-Ulubienica usadzała mnie elegancko i nic sobie z huckowych zwrotów i zacieśnianych kółek nie robiłam ;-) Inna rzecz, że hucyk jakoś za szczególnie nie wyczyniał, ot zasuwał tylko ciut szybciej niż zazwyczaj :-)
Siwemu przymierzyłam oba siodła; ku memu zadziwieniu siodło z dziurą też dość blisko kłębu leży... A wyglądało całkiem obiecująco dla wykłębionego... :-(
Za to Natowa - jak ulał. Nawet niekoniecznie pad korekcyjny trzeba pod nią ładować - mogłyśmy powrócić do air-pada z shimsami (co uradowało me serce, że zakup shimsów nie był wywaleniem kasy w błoto ;-) Czuję się w tym siodle świetnie, wybitnie wzrasta w nim moja jeździecka pewność siebie. Ostatkiem sił powstrzymywałam się, żeby nie poprosić Siwki o kłus :-)
Przy okazji Ala zrobiła nam małą sesję zdjęciową i w końcu mam jazdę na Siwce udokumentowaną :-) Zdjęcia nie dość, że powtykałam i na facebooka, i na photobloga, to jeszcze paru osobom, wtajemniczonym w moje Siwkowe lęki jeździeckie, powysyłałam na maile :-)
...przysłał mi WWR pad korekcyjny dla Siwki... Kolorystyka bordo... Oczywiście od razu wykreowała mi się nowa potrzeba zakupowa: ochraniacze neoprenowe SMB II Professional Choice... Bo mamy tylko czarne... ;-) A bordo-wiśnie byłyby nad wyraz twarzowe (żeby nie powiedzieć: nożne ;-)
Całe szczęście, że jestem nie przy kasie, bo zaraz bym je, głupia, zamówiła... Sklepy internetowe to przekleństwo...!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz