Niko znowu niedomaga... Tym razem padło mu na nogi... Najpierw zaczął lekko kuleć na lewą przednią; na pierwszy rzut oka wyglądało to na syndrom szamański, czyli bęcki od-huckowe. Ale dostał 2 zastrzyki przeciwzapalno-przciwbólowe i szalonej poprawy nie zauważyliśmy... niby stopniowo lekko się podnosił, ale wczoraj nastąpiła eskalacja i przerzuty: spuchła mu dla odmiany prawa zadnia (przedniej spuchniętej nie miał... i w ogóle żadnych śladów obrażeń zewnętrznych... ma jedynie małe ugryzie na łopatkach. Ale ugryzie to ma każdy...)...
Stawy ciepłe, kopyta niby też (choć u Henia ciepłota kopyt podobna a staruch zdrowy jak byk...) temperatura 39+, niechęć do ruchu, pokładanie się od czasu do czasu... Apetyt dopisuje... Na wszelki wypadek treściwej kolacji wczoraj nie dostał... Oblubieniec co i raz chłodził mu tę spuchniętą nogę w misce z zimną wodą...
Wczoraj dyżur nocny na padoku, nie kładł się, ale gdy o 6.00 pognałam na rekonesans (Ala siedziała z nim do 3.00) - drzemał na leżąco na okrągłym wybiegu...
Wet-specjalista zawezwany, ma być o 13.00 (może uda się wcześniej...?), czekamy na werdykt...
...a denerwujemy się, jakby to był nasz koń... spałam niecałe 5 godzin a teraz bujam się nad biurkiem i udaję, że pracuję...
A nasi odizolowani, bez dostępu do siennej wiaty (tam Niko z Heńkiem), więc źli... A całą łąkę do dyspozycji mają... Nie, na gotowe trzeba, pod dziób podane musi być...
up-date: wet się przełożył na 15.00 :-(
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz