...w sobotę w Gawłowie pojawił się pierwszy motyl z gromady pawik (taki brązowy z niebieskimi kółkami), aczkolwiek podejrzewam, że zeszłoroczny, bo z lekka anemicznie wyglądał i snuł się przy ziemi...
A w niedzielę ujawniły się stada meszek... Uroki ciepłej pory roku... A miało być tak pięknie...
Na wieś dotarłam w piątek koło 17.00, coś tam miałam z końmi porobić, ale w końcu skończyło się na wspólnym urzędowaniu na podwórku: ja wywoziłam ziemię, konie przeszkadzały, kręciły się, sprawdzały za każdym razem zawartość taczki, mimo, że widziały, że ładuję do niej piach... Skończyliśmy całkiem po ciemku, ja jeszcze woziłam a konie stały i wpatrywały się w zamknięte drzwi stajni sugerując, że oto nadeszła już pora jakiegoś podwieczorku (kolacja jest u nas po 22.00)...
Sobota okazała się dniem średnio-ciekawym, bo Siwe w trybie dzikości... Rano była niespokojna, ze stajni wybiegła kłusem, niedojadając siana, od razu wgapiając się w horyzont, gdzie jeździły ze 4 maszyny traktoropodobne + koparka (sąsiad się rozbudowuje). Jeździło toto na wschodzie, błyszczało w słońcu, mruczało, warczało... Podejrzewam, że te maszyny to był tylko pretekst dla uzewnętrznienia wewnętrznego niepokoju, bo Siwe jakoś szczególnie pojazdów się nie boi, zwłaszcza tak odległych... Co innego, gdyby pojawiły się taki blisko, znienacka... Sąsiad, który przyjeżdża na swoje pole i jeździ traktorem z 10 metrów od padoku, nie wywołuje u koni jakichś szczególnych sensacji, zaciekawienie raczej: podchodzą do drągów i wodzą za nim wzrokiem...
A Siwe w sobotę czujne, głowa wysoko, oczka niemrugające, lekko nieprzytomne... Nie był to jakiś stan permanentny czy wybitnie ekstremalny, ale tendencja utrzymywała się praktycznie przez cały dzień i zdarzały się momenty amoku...
Zaczęłyśmy od około 45-minutowej sesji intensywnego wypalania adrenaliny; było latanie, bicie piany, podskoki, lekkie wspinanie się, trzepanie głową - cała gama głupich folblucich zachowań... Oczywiście praca na obiektach, dużo nagłych zwrotów, opadających liści, szybkie zmiany poleceń... Siwe aż postękiwało z irytacji i wysiłku... cały czas usiłując gapić się w dal... Czasem zacięło ogonem ze złości a to wyjątkowe dla niej zachowanie. Zazwyczaj jest bardzo grzeczna i uległa... Prawie już zapomniałam, jak to jest, taka walka z jej prawą półkulą... Było mi wręcz przykro, że musiałam ją traktować czwartą fazą co i raz...
Skończyłyśmy wykończone, obie - ja emocjonalnie, Siwe mokre i z zadyszką. Ale spokojne :-)
Po południu uspokoiła się na tyle, że zrobiłyśmy sesję z siodła - byłam bardzo zadowolona, bo po raz pierwszy poprosiłam o odangażowanie zadu z siodła i dostałam je od pierwszego przyłożenia łydki! Robiłyśmy najpierw po jednym kroczku (wykonałyśmy w ten sposób cały obrót) a następnie po kilka kroków na raz...
I byłoby cudnie, gdyby nie to, że Siwe znów przełączyło się na wariacje... Na sam koniec, gdy zsiadłam i miałyśmy kończyć sesję... Znów gapienie się w jeden punkt, głowa wysoko, oczy nieruchome, głośne wypuszczanie powietrza nosem, podskakiwanie...
I powtórka z rozrywki: zabawy intensywne zwieńczone wywrotką na beczce, podczas skoku... Siwe grzmotnęło z hukiem i przeturlało się wraz beczką leżąc na niej brzuchem... Wystraszyła się na tyle, że wróciła na ziemię... To, co w oddali przestało być ważne, zaczęła patrzeć pod nogi... Stanęła obok mnie z opuszczoną głową, dysząc, wyraźnie wypompowana... ale spokojna... Postałyśmy przy beczce, Siwe ją dokładnie wylizało, poprosiłam o skok, skoczyła bardzo ładnie...
Ale mam fajnego konia... Chyba zacznę sobie Fisia do siodła przyuczać ;-) A Siwe zostanie do spraw przy-ziemnych...
W niedzielę trenowanie koni sobie odpuściłam (lekko podłamana po wczorajszym) i wzięłam się za kontynuowanie wiosennych porządków w obejściu. Konie znowu wzięłam ze sobą na podwórko, a niech mają rozrywkę.
Siwe za wszelką cenę próbowało zatrzeć złe wrażenie, jakie na mnie zrobiło dnia poprzedniego... Łaziło za mną, łasiło się, prawie w oczy zaglądało... A pacało, a targetowało, a napraszało się... Trochę ją ignorowałam, a trochę ulegałam siwym namowom, drapałam po kłębie i ogonie (lubi, lubi...)
Siwe w końcu wymyśliło zabawę WEŹ, w ramach której zaproponowało mi... podawanie wiaderka! Gwoli ścisłości: jest to ulubiona zabawa Szamańska :-) Siwe przedmiotów do gęby nie bierze, co najwyżej skrobnie zębem a i to od wielkiego dzwonu (i najczęściej tylko siodło skubnie przy obwąchiwaniu)...
A tu proszę, jaka inwencja! Brała za krawędź wiaderko, do którego zbierałam kamienie, podnosiła na wysokość 10-15 cm., po czym upuszczała. I zerk na mnie.
Stawiałam wiaderko a Siwe znowu: za krawędź, do góry, upuszczenie i zerk :-) Zaczęłam jej wiaderko podawać (słówko WEŹ), Siwka brała je w zęby, chwilę trzymała i puszczała na ziemię. Oczywiście ciasteczka poszły w ruch ;-) W końcu doszło do tego, że szłam przez podwórko targając wiaderko z kamieniami a Siwe podchodziło i próbowało wziąć je w zęby :-) Grzecznie, nienachalnie :-)
A przy okazji fotek Oblubieńcowych wydało się, do czego Fiś w tygodniu wykorzystuje okrągły wybieg... Skandal... Ja tyram w mieście, żeby miał co do gęby włożyć, a ten się wyleguje ;-)
3 komentarze:
Cześć,
ja już w Polsce, wszystko dobrze się poukładało, Mors co prawda strasznie był zapuszczony po tych 2,5 tygodnia nieobecności, w kożuchu 5 cm chodził, ale koleżanka przynajmniej czyściła mu kopytka regularnie, więc większych szkód nie ma :)
a wczoraj był u nas dr Łuczak, odrobaczył wszystkie konie (Panacur Pasta - 50,-), a ja jeszcze dociekliwa poprosiłam go o:
1. sprawdzenie morsowych zębów, bo przez rok urosły mu niesłychanie 4 kły!!!, więc co to się może dziać tam styłu?... no i okazało się, że jeszcze nie ma tragedii, ale za 1/2 roku potrzebne będzie piłowanie
2. i spojrzenie na tylny prawy staw piętowy, bo na 90% wydaje mi się, że to on tak strzyka niezależnie od pory roku i pogody... no i mam mu zrobić kurację miesięczną Cortaflexem albo czymś podobnym z kwasem hialuronowym, i zobaczyć, czy coś pomoże, a na razie obserwować, jakby się zrobił obrzęk, czy kulawizna, to wtedy rentgen i sprawa się trochę skomplikuje..., generalnie nie ma dobrych rokowań na taką przypadłość... :/ jestem przybita...
a w Dubaju - super było :))
mam nadzieję na spotkanie po świętach ;)
Pozdrawiam,
Asia
Uuu, Szaman też ma 4 kły!!! Górne mu się dopiero pojawiły, jeszcze malutkie takie, ale te dolne już wyglądają WAMPIRZO!
Może z tym pykaniem nożnym Koleżanka demonizuje nieco...? Siwemu też pyka (zwłaszcza gdy zimno), ale nic z tego się nie kluje nagatywnego (póki co, odpukać)...
A w ogóle to proszę do Gawłowa! Robota czeka ;-) i ognisko... I specjalna niespodzianka: wybiera się do nas kiedyś w lato (!!!) Pan Marek :-)
No oczywiście, że przybędę, Pan Marek, ognisko, piwko i śpiewy... o, słodkie czasy... ;)
popracuję też z miłą chęcią, to ponoć dobrze na linię robi ;)
Prześlij komentarz