...o ile te moje konie można jeszcze nazwać colts... Stare, opasłe i leniwe ;-)
Oto święcę triumf w postaci ukończenia budowy okrągłego wybiegu. Drewniano-biało-czerwony (drągi + 3 rzędy taśmy ostrzegawczej), średnica około 15 metrów, na razie zarośnięty, bo ponad miesiąc nie był uczęszczany ani treningowo, ani w charakterze stołówki...
Konie uczestniczyły czynnie w procesie budowlanym; puszczone luzem miały za zadanie obeżreć okrąglak z zielska, aczkolwiek oprócz obżerania, głównie podłaziły i gapiły się a to na pracującą pilarkę, która sypała trocinami dookoła, a to na skrzynkę z narzędziami a to na walające się wokół drągi...
Wybieg nie doczekał się jeszcze inauguracji, bo zabrakło czasu; zaraz po jego ukończeniu wzięliśmy się za budowanie ścieżki z kamieni prowadzącej z domu do stajni...
Konie z okrągłym wybiegiem już się oswoiły, przypomniały sobie też padok za stodołą, na którym okrąglak jest zbudowany; nawet teraz chętniej za stodołę wychodzą, niż na wielką łąkę, bo ludzie się tu kręcą (można się poprzyglądać, podstawić do drapania) i ciekawe menu się pojawiło - smakowite zielska powyrastały, a to trochę kłosów z ziarnem, a to wielkie osty (Szaman się nimi opycha z upodobaniem), a to komosa, a to inne badyle...
Wieczorami szkoliłam się teoretycznie: mordowałam płytkę savvy clubową (issue 24, marzec 2007) z Colt starting... Obryta jestem w te i nazad, i co z tego, skoro i tak z ziemi na oklep nie wskoczę nawet na Siwkę a Szamanowi-Mutantowi ledwo ręką do grzbietu dosięgam... Muszę zmodyfikować procedurę Papy Parellego i przystosować ją do swoich ułomności w postaci 164 cm. wzrostu...
Zresztą Siwka taka zupełnie surowa nie jest; człowieka przywództwo uznaje, człowieka na grzbiecie (chyba?) akceptuje, choć za siodłem na grzbiecie nie przepada... ja z kolei nie przepadam za oklepem, więc będę się ładować od razu na siodło... I to, mam nadzieję, już w najbliższą sobotę...
Lato 2006 - pierwszy jeździec, czyli Gośka W. (dzieci się przydają...)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz