Ostatni weekend, niestety, nieciekawy - w sobotę zajrzałam do Żabicza, godz. 12.00, konie zamknięte w stajni, w boksach gnój po pas, zero słomy... pracownik pijany...
Jedyne, co nam się spontanicznie udało, to fajna zabawa on liberty z dwoma końmi na raz...
...wywaliłam konie na padok, akurat zaczęło padać i to dość intensywnie, ale było ciepło...
Szaman odstawił galopy, wierzgi i po-kwiki oraz taranowanie Siwki (rozpędzał się i wpadał centralnie w jej zad), Siwka się pieniła, trzaskała go raz za razem w klatkę i okolice głowy, ale Pan Sz. robił zgrabne uniki, zataczał koło i z powrotem atakował siwy zadek...
Nie chciało mi się iść po linę i kantarek, więc zrobiliśmy sobie grupową zabawę na wolności; wprawdzie zabawa miała być indywidualna, ale gdy zaczęłam robić z Siwką catching game (a Siwka bardzo emocjonalna była, odfruwała na koniec padoku i wracała galopem wprost na mnie), Szaman się przyłączył i robił dokładnie to samo, co Gracja: ja proszę Siwą o odangażowanie zadu w locie, Szaman też się odangażowuje; ja proszę Siwą o przyjście (a raczej przybiegnięcie) do środka koła, ten też przybiega... I stoją tak oba naprzeciw mnie i pytają: co teraz, co teraz??
Nic, czyszczenie, bo ugównione były jak nie-boskie stwory (wspominałam coś o gnoju w boksach...?)
Dzięki temu, że padało, część obornika się rozmoczyła i z koni spłynęła, nawet z panierowanego sierściucha-mamuta-Szamana... Siwka jakoś tym razem w czasie czyszczenia nie nawiązała ze mną głębszej relacji, za to Szaman i owszem: tu cię skubnę, i tam... a może ci szczotkę potrzymam... O, a w kieszonce coś tam masz smacznego, jak cię znam...
Dostał rozmoczone ciasteczko ziołowe, bo grzecznie, bez podgryzania, dał sobie zrobić friendly z pyskiem, sam nawet język wystawił do masowania... Przestawiliśmy kilka razy zadek i przód od sugestii, znowu rozmoczone ciasteczko no i zaczęło się... Co mam przestawić? zadek? proszę bardzo! a może przód? mówisz-masz! Jojo na wolności? proszę bardzo! paluszkiem tylko pokiwaj... Cóż za entuzjazm w tym koniu drzemie w nadziei na konsumpcję czegokolwiek... ;-)
I generalnie to by było na tyle...
A w niedzielę było zebranie SPNH i wykład p. Ewy Szarskiej (p. Mickunas, niestety, nie dojechał...), więc mimo pięknej pogody, przesiedzieliśmy pół dnia w sali wykładowej... Ale było warto... Wykład sfilmowałam, muszę zrobić notatki, bo ciekawe rzeczy odnośnie dobrostanu koni i treningu były... Zwłaszcza o konsekwencjach braku ruchu...
Już wcześniej słyszałam, że długotrwały transport powoduje u koni schorzenia górnych dróg oddechowych z zapaleniem płuc włącznie, ale jakoś nie skojarzyła tego z brakiem ruchu... A tu się okazuje, że koń musi w płucach powietrze całkowicie wymieniać, bo inaczej mu zalega i stąd schorzenia rozmaite (wspomagane dodatkowo stajennym kurzem, grzybami, zapylaniem słomy i siana)... a nie wymieni, jak nie pogalopuje... a jak stoi zamknięty w boksie w oparach amoniaku (gnój i siśki w boksach) to wiadomo, jak to się skończyć może...
1 komentarz:
a mogłabyś udostępnic to nagranie z wykładu? ja niestety nie dotarłam mimo, że sie wybierałam..
Prześlij komentarz