W sobotę, zgodnie z planem, udało mi się odwiedzić konie. Krótko, bo krótko (45 min.), ale zawsze... Konie na padoku (dobrze, dobrze), gdy mnie zobaczyły, od razu podryfowały w stronę ogrodzenia (bardzo pozytywnie) i czekały, aż podejdę... Siwka oczywiście czekała bardziej, Szaman mniej...
Czasu było tyle tylko, aby się pobieżnie oczyścić z obornika (to o Szamanie oczywiście) i piasku... Ale kilka zabaw udało mi się z Siwką zrobić (na wolności, bo kantarek i lina zostały w szafie)... Mega-pozytywne wrażenia po tej króciutkiej sesji czyszcząco-zabawowej. Przyciąganie mamy fantastyczne, Siwka wręcz nie chce się odkleić ode mnie, przy okrążaniu na wolności co 1/4 koła pytała, czy już może wrócić do środka... Aczkolwiek swoje zdanie ma i gdy prosiłam ją o dalsze okrążanie (w kłusie, na dużym padoku), nurkowała czasem głową w dół, traciłyśmy kontakt wzrokowy a wtedy Siwka myk! i dawaj w moją stronę, do środka! Elementem utrudniającym i umożliwiającym utratę kontaktu energetyczno-wzrokowego było to, że oprócz mnie w środku okręgu stały jeszcze Rudka i Szamek... Rudka nie żeby ona parellistyczna była, o co to, to nie (alfa stadna, ludźmi pomiatająca, odporna na wiedzę z ziemi); ona po prostu TAM stała, bo to JEJ miejsce akurat wtedy było... A Szaman stał, bo mu się nie chciało iść (typowe dla niego), a poza tym "eee, pewnie coś do żarcia masz w kieszonce, co...?" (miałam, ale dla Siwki. Gryzak z ręki nie dostaje i Gryzak o tym wie, ale wciąż próbuje... a nóż okażę chwilę słabości...)
Siwka jeden element fantastycznie wykonała (że też nie zabrałam kamery i filmowca!); gdy zaprosiłam ją do środka (przyciąganie pępkiem) i zaczęłam biec po prostej do tyłu, Siwka skręciła z obwodu koła i biegła wprost na mnie. Uniosłam rękę do góry (coś w rodzaju pół-parady w naszym języku komunikacji z ziemi) a następnie zatrzymałam się. W momencie, gdy unosiłam rękę, Siwka wykonała foule galopu w moją stronę, po czym tuż przede mną zahamowała i przysiadła na zadzie szeroko rozstawiając przednie nogi... Przez ułamek sekundy wyglądało, jakby miała się rzucić do ucieczki (chyba oczekiwała zmiany kierunku), ale zaraz opuściła nisko głowę i zaczęła żuć...
Fantastycznie ruszała się na kole, w świetnym ustawieniu, głowa dość nisko, grzbiet zaokrąglony w miarę... A jakiś czas temu latała jak "głupi folblut" z zadartą głową i zapadniętym grzbietem... Gdybym miała więcej czasu, po prostu bym na nią wsiadła... Żadnej prawej półkuli, miły ułożony koń... I pomyśleć, że potrafi błyskawicznie wpaść w dziką panikę... Na szczęście ostatnio rzadko jej się to przy mnie zdarza. Ale też nie prowokuję tego, bo mamy mało czasu, na spacerki nie chodzimy, ekstremalnego friendly nie wymyślam...
W trakcie zabaw oczywiście marcheweczki z ręki, bo Siwka grzeczna, nie-nachalna, maniery nieskazitelne...
Szaman cały czas nam przeszkadzał, jak to on... On potrafi położyć mi się prawie pod nogami (między mną a Siwką), żeby zademonstrować, jaki to on znudzony życiem i tym, że ja z Siwką się zabawiam a nie z nim (głównie o marcheweczki tutaj pewnie chodzi)... Dobrze, że wzięłam uwiąz ze stajni (sztywny, doktórowy - znaczy tubylczy), zwinęłam go jak lasso i mogłam Szamana od naszego "stada dwojga" odganiać... Bo inaczej albo właził mi na plecy, albo zakradał się i znienacka gryzł Siwkę w tyłek... Siwka unosiła wtedy powoli zadnią nogę (adekwatną do gryzionej aktualnie strony) i groziła nią Szamanowi a wtedy ja wkraczałam do akcji z groźbą użycia uwiązu... Szamek jednak nie w ciemię bity, zabawy drivingowe na wylot ma opanowane, i gdy tylko zobaczył moją uniesioną rękę z uwiązem zwiniętym w precel oraz mój wzrok drapieżny, od razu grzecznie się wycofywał (nawet nie mogłam trzepnąć gamonia, bo reagował na pierwszą fazę ;-)
Gamoń został pobieżnie oczyszczony z oklejającego go obornika (tzw. głęboka ściółka na betonowej podłodze bez odpływu się kłania), choć przy próbie oskrobanie brzucha poddałam się - czekamy na wiosenne linienie...
W Gawłowie prace posuwają się bardzo opornie... Grzebaliśmy się znów w błocie, układaliśmy kamienie, bo droga dojazdowa do nas wciąż nieprzejezdna. Samochód zostawiamy u sąsiada (ok. 1 km od nas).
We własnej stajni nic w ten weekend nie zrobiłam, a muszę dokończyć drzwi do boksu Szamana i zrobić drzwi Siwce... No i główne wrota... No i padoki... No i...
Żebym umiała zdjęcia wstawiać, to bym wstawiła. Ale nie umiem (jeszcze).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz