Wraz z nadejściem lata popsuła się (czyli poprawiła ;-) pogoda: zaczęło padać, woda w studni znów jest na przyzwoitym poziomie, tyle że łąki skosić nie można, bo ciągle pada (ciągle, jeśli idzie o koszenie/suszenie/zwożenie, bo tak "normalnie" jest przyzwoicie - warzywa rosną, łąki objedzone odrastają, na konia da się wsiąść...
I tu zgrabnie przechodzimy do kwestii na konia da się wsiąść... wsiadło się ostatnio na Szamana. Tzn. wsiadła Osoba jeżdżca klasycznie & tradycyjnie i od razu na głęboką wodę, czyli natural & west. Dość ciekawy eksperyment, bo Szaman pod siodłem nie chodzi od dawien dawna (ostatnio to pod Domą, gdy byłam w ciąży, czyli 5 lat temu - a potem to juz nie pamiętam... jedynie Gośka na oklep kilka razy stępem).
Jazda bez żadnego przygotowania z ziemi, ot tak po prostu: konia z łąki, siodło na grzbiet i hajda... no i Fisiu odmówił współpracy... znaczy nie chciał ruszyć z miejsca a jak już ruszył to zapodał po niedługim czasie serię baranów, pokwików pod nosem i pokazywał bierny opór. Im bardzie Osoba naciskała, tym bardziej Fisiek nie chciał... Chciał, nie chciał zamieniłam się z osobą na konie (huca oddałam, z którego grzbietu dawałam wskazówki) i wdrapałam się na Fiśka. Wysokość I piętra, ale ja z tego szoku całego wsiadłam "normalnie" z ziemi, bez żadnych stopieńków, pni drzew czy takich tam... jazda polegała głównie na staniu, bo Gamoń tak się rozochocił odniesionym nad Osobą zwycięstwem (zsiadła, wymiękła, ha!), że i mnie początkowo próbował zlekceważyć na swoim grzbiecie... Jak już raczył ruszyć (łyda-bat w wersji naturalowej rzecz jasna ;-) poprzestaliśmy na NAPRZÓD, WHOA, BACK-BACK-BACK przez parę minut i zsiadłam... taaaaa, taki Champion z ziemi a taka porażka z siodła...
P.S. dobra, siodło mogło mu nie pasować (mentalnie, bo equiflex full quarter), owady go niemiłosiernie gryzły, bo przed burzą było... niemniej co porażka, to porażka...
Siwe też nielepsze... odbębniłam na niej ostatnio ileś tam krótkich jazd, i o ile ta to leci ochoczo do przodu, to równowagi za grosz, potyka się zadem, w kłusie gaśnie, cofać nie chce, a jak już cofa to krzywo i głową trzepie jak idiota-folblut... focha pokazuje...Jakaś totalna porażka.
Huc tylko jest koń idealny: odpowiedniego wzrostu i gabarytów, ogarnięty psychicznie, ochoczy do roboty & do zatrzymania (GO equal WHOA, jak mawia mój Guru P.P.)
Nawet nie chce mi się wniosków wynikających z powyższego formułować, no bo wiadomo: dupa (własna) w trok, siodłać i do roboty. Motywacji mi brak. Pojechałabym gdzie do jakiego dobrego miejsca, gdzie jeżdżą western o podbudowie naturalnej... pojeździć na dobrze wyszkolonych koniach...