...czyli błoto. Nie żeby jakieś nadmierne, ale poślizg na padokach jest...
Po tegorocznej suszy rzeka nasza zrobiła się zanikowa, obeszłam z psami, bo roślinność tamże piękna, ale nijak konie puścić, bo zaraz się przeprawią na drugą stronę i hajda! na Ciechanów... ;-)
A w koniach duch ożywiony, na propozycję okrążania (na wolności) Siwe mi zapodało takie pobryki i wierzgi (1,5 metra od mojej osoby ;-) że się dość nieswojo poczułam. Dobrze, że kobył ma respekt, bo jakby tak ku mnie zadem ze swą wesołością, to nie wiem, czy zdołałabym odskoczyć ;-)
Huc też koło mnie radośnie podskakiwał a raz to nawet i dęba usiłował, ale mu nie wyszło, bo za gruby jest ;-)
Siwemu generalnie foty sensowne zrobić dość trudno, bo gdy tylko na nią spojrzę (choćby aparatem ;-) zaraz do mnie drałuje. No chyba że, z oddalenia albo gdy akuratnie żre ;-)
Ostatnio zawsze, gdy przyjeżdżam, łączę konie w stado (chodzą rozdzielone, parami: Siwe z Hucem i Fisiek z Białą - mniej głupich pomysłów duetu Panów Grubych Wałachów ;-) Jest okazja do popatrzenie na ciekawe końskie interakcje. Siwe w każdej konfiguracji jest zdecydowaną alfą, Białe jednak toleruje, więc ta się pod nią podczepia i tłucze oba wałachy, ale po przerwie, gdy się kobyły spotykają, Siwe się na Białą bzdyczy, zwłaszcza przy sianie, a Biała bzdyczy się na mnie. Taka hierarchia ;-)
Ostatnio tak się nabzdyczyła, że posłała we mnie białe zadzisko ;-) Jej niedoczekanie! W trybie ekspresowym odbudowałam okrągły wybieg (z którego zostały tylko 3 drewniane słupki ;-) i następnym razem wkraczam do boju z Monty Robertsem. Od tego w ogóle powinnam była z Białą zacząć, ale jakoś do tej pory mi się nie chciało ;-)
Bob cięko chory (serce, śmiertelna choroba), dostaje leki, jest poprawa (miał już wodobrzusze) ale ile jeszcze da radę, nie wiadomo :-(